czwartek, 3 maja 2012

INFO

Nie kontynuuje tego opowiadania, nie , nie , przecież je zakończyłam :3
Chciałam wam tylko przesłać linka do mojego nowego bloga.
Cały o MCR, może pojawić się Frerard
Zapraszam do czytania :)
they-only-care-if-you-can-bleed.blogspot.com
Alex From Mars
xoxo

czwartek, 12 kwietnia 2012

19 - END

Grudzień , dzień wigilii
- Shannon! Coś ty znowu zrobił ! - krzyknęłam, gdy usłyszałam jak bombka roztrzaskuje się o podłogę.
- Czemu od razu podejrzewacie mnie ?! - zapytał zbulwersowany. Przyszłam do salonu , i spojrzałam na niego kpiąco
- Kto dziś : o mało nie spalił firanek, pobrudził obrus, oblał kanapę sokiem , pobrudził sobie spodnie , zbił chyba z dziesięć bombek...- zaczęłam wyliczać
- Dobra, dobra, ja. - powiedział zrezygnowanym głosem.
- No właśnie. Jared! Nie podjadaj pierogów !
- Już..już.. - powoli odszedł od kuchni.
- Dobra, ludzie, za 30 minut siadamy do stołu, za 20 minut mają się pojawić chłopaki.
                   Udałam się na górę by znieść prezenty. Kupiłam dla każdego, dla Shannona, Jareda , Mikey’a no i Gerarda. Cieszę się że Jay go zaakceptował. Przebrałam się jeszcze w jakieś bardziej uroczyste ubrania,  i znów pojawiłam się na dole. Zaniosłam prezenty pod choinkę , a już tam jakieś stały. Usłyszałam dzwonek do drzwi , chciałam je otworzyć, ale Shann już to zrobił. Obejrzałam się szybko czy stół już został nakryty. Na szczęście był. W oddali usłyszałam charakterystyczny śmiech Gee. Od razu na moją twarz wpłynął uśmiech.
- Cześć! - Gerard przytulił mnie i dał buziaka w usta.
- No hej , odnieście prezenty pod choinkę - uśmiechnęłam się do Gee i Mikey’a. Z tyłu Jared i Shannon patrzyli się na mnie tajemniczym wzrokiem i się uśmiechali. Wzruszyłam tylko ramionami i usiadłam przy stole,  po chwili całe towarzystwo też. Zaczęło się jedzenie i gadanie o różnych rzeczach.
- A teraz...Prezenty! - krzyknął podekscytowany Mikey. - będę rozdawał , OK? - pokiwaliśmy głowami. To znaczy...Jedyny który nie pokiwał, to Jared który jadł nadal pierogi. Kopnęłam go nogą pod stołem.
- Co, co. Tak , tak. - odpowiedział z pełnymi ustami. Westchnęłam.
- Okeeej, to podzieliłem te prezenty na grupy, które są kogo, no i lecimy. Alex! - oznajmił. Podeszłam i je wzięłam. Chciałam już je otworzyć, ale mi zakazano.
- Shannon! - ruszył dumnym krokiem , i odebrał swoje podarunki.
- Jared! - otrzepał ręce w spodnie, i wziął prezenty.
- No i ja, a ! I Gerard ! To co , otwieramy? - zgodziliśmy się na propozycje Mikey’a. - Pierwsza Alex!
                      Wzięłam największy podarunek. Otworzyłam go powoli , choć spodziewałam się co tam będzie, po kształcie opakowania. Gitara! Mianowicie „Gibson Billie Joe Armstrong signature Les Paul Junior“ w pełnej nazwie. Miała kolor biały .Spojrzałam rozradowana po członkach Wigilii.
- Dobra, kto to kupił ? - zapytałam podekscytowana.
- Mikołaj. - powiedział Gerard i puścił mi oczko. Podeszłam do niego i złożyłam pocałunek na jego ustach.
- Dziękuje! - przytuliłam go i usiadłam na swoje miejsce.
                        Otworzyłam resztę paczek. Były w niej słodycze, nowe słuchawki, rękawiczki Franka Iero , czapka „świnka“ ( to kupił na pewno Shannon...) , i inne drobiazgi.  Następnie swoje prezenty oglądał Gerard. Zaczął skakać jak dziecko , gdy zobaczył ogromny zestaw przyborów do rysowania. Ale taki ogroomny! Dostał jeszcze mnóstwo komiksów i słodyczy. Potem otworzył Mikey. W paczkach miał między innymi nowe struny do basu, nowy pasek do gitary , jednorożca ( tak ,tak , ja mu to kupiłam ) , hełm Darth Vader'a , i parę gier...no nie takie parę... Później czas na Shannona. M.i.n. pałeczki do perkusji, nowa skórzana kurtka ( on takie uwielbia ) , okulary, i-pod . A Jared, jak to Jared, zaczął nakładać wszystko co dostał. Bo jego prezent przewyższały ubrania. Założył na siebie „francuską“ czapeczkę, kamizelkę zimową , rękawiczki, ray-ban’y , glany , i...spódniczkę.
               Reszta wieczoru była spędzona w miłej atmosferze. Śpiewaliśmy , tańczyliśmy, rozmawialiśmy , śmialiśmy się. Ja byłam nadal zachwycona swoją nową gitarą. Nie spodziewałam się że ktoś mi w ogóle kupi gitarę.
                Postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam na balkon. Wdychałam powoli powietrze, i patrzyłam się w ciemne niebo , ozdobione gwiazdami. Wszystko się znów zmieniło. Tym razem na lepsze...
- A co ty robisz? - zapytał się mnie Gee. Podskoczyłam ze strachu.
- Nie strasz mnie więcej... No stoję, przecież widzisz.
- To postoje z tobą. - powiedział , i oparł się na barierce.
                  I tak mijało pięć, dziesięć minut. W kompletnej ciszy.
- To chyba głupie. Lepiej Cię pocałuje. - podszedł do zaskoczonej mnie, i zatopił swoje usta w moich. Po chwili się od siebie oderwaliśmy.
- Dziękuje... Za to że tu jesteś. - powiedziałam. Gerard jednak nadal stał w miejscu z takim samym uśmiechem jakim był wcześniej. - Gerard? - machnęłam mu ręką przed twarzą. Nic. Zamrugałam parę razy. Co się dzieje?
                  Poczułam że moje serce bije coraz mocniej. Ale nie tak jak wtedy. Teraz wyraźnie je odczuwałam. Mocniej niż kiedykolwiek. Przez moje ciało przeszła dziwna gorąca fala. Gee nadal tkwił w tej samej pozycji. Szybko przeszłam do salonu. Chłopaki tam byli...ale też zastygli w miejscu. Tak jakby ktoś wcisnął pauze. Pauze na życie.
                   I znów poczułam tą przerażającą fale gorąca. Teraz usłyszałam pewien dźwięk. Pewne dźwięki.
Pip...pip...pip...
                  Wszystko ogarnęła ciemność. Do dźwięków doszły szmery i jakieś głosy.
- Obudziła się! - ktoś krzyknął. Powoli otworzyłam oczy. Ostre białe ściany je najpierw oślepiły, ale po chwili już mogłam normalnie widzieć. Rozejrzałam się. Mama ? Co ona tu robi ? Przecież byłam w domu u Leto... Jared ? Sam ? Gdzie jest Shannon ?
- Córciu... - mama do mnie podbiegła.
- Czemu mi kazałaś zostać u Jareda na święta? - zapytałam się jej.
- Co? Jak to?
- Przecież...Przecież byłam u nich i...i wszystko się ułożyło... - mama spojrzała na mnie lekko przerażonym wzrokiem.
- Kochanie...Pewnie Ci się to przyśniło...Leżysz w szpitalu , po zażyciu tych tabletek. Gdybyś wzięła parę więcej, mogłabyś umrzeć.... - sen? Jak to możliwe ?
- Jared - zwróciłam się do niego - przecież byłam u Ciebie. Sam po mnie przyjechałeś, byłeś nadopiekuńczy i w ogóle...
- Alex...Tobie się to przyśniło, zrozum.
*** ( trzy dni później )
                          Nadal leżałam w szpitalu, i nie pojmowałam co się dzieje. Jak to sen ? Jakim cudem? Jakim cholernym cudem?
- Cześć...- Jared wszedł do mojej sali , i zamkną za sobą drzwi.
- Cześć... - odpowiedziałam.
                    Wymieniliśmy parę zdań. Nadal nic nie rozumiałam. Nagle przyszło mi na myśl pytanie , które nurtowało mnie od przebudzenia.
- Jared...Gdzie jest Gerard? - zapytałam. Jared westchnął , i złapał mnie za rękę . Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Alex...Gerard...Gerard popełnił samobójstwo , cztery dni temu. - powiedział jednym tchem. Roześmiałam się.
- Błagam Cię , Jared, nie czas na twoje głupie żarty.
- Alex, mówię prawdę. Gerard nie żyje. Zabił się po tym, jak otrzymał od nas wiadomość o tym że wzięłaś te tabletki. - nagle mój uśmiech na twarzy, zamienił się w grymas smutku. Rozpaczy.
                 Gerard nie żyje. Gerard Way nie żyje. Człowiek który dla mnie tak wiele znaczył... zniknął. Z tego świata. Już go tu nie ma, więcej go już tu nie spotkam. Nie zobaczę jego roześmianych oczu, nie dotknę go, nie poczuje , nie usłyszę , nie spotkam się z nim, nie porozmawiam... Ogarnęła mnie pustka. Cholerna pustka. Dlaczego go tu nie ma ? Dlaczego nie mogę go już zobaczyć ? Przecież tyle dla mnie znaczył. Nawet nie tylko dla mnie! Sen? Co mnie to obchodzi że to wszystko było snem ! Gerard nie żyje ! Nie żyje przeze mnie! Osoba która mnie praktycznie przytrzymywała przy życiu...sama nie żyje.
                   Do oczu napłynęły łzy.  Powoli leciały po moim policzku . Jared mnie przytulił. To mi nie pomoże. To nie przywróci życia dla Gee. To nic już nie ma sensu...
***
                  Weszłam do swojego pokoju. Nie cieszył mnie on. Życie mnie już nie cieszyło. Wszystko przybrało szare barwy. Śpiewające ptaki, nie były już te same , które słyszałam kiedyś. Słońce , nie świeciło tak jak dawniej. Kiedyś , on, był jeszcze wśród żywych.
                  Spojrzałam na swój aparat. Były w nim te wszystkie zdjęcia, filmy, wspomnienia. Drżącymi rękami go podniosłam, i odtworzyłam jeden filmik.
                   Śmiejący się Gerard, patrzący się w stronę kamery. Nie mogłam tego oglądać. A przede wszystkim słuchać. To boli. Bardzo boli , kiedy ktoś odchodzi.
- Tak trudno jest powiedzieć żegnaj , Gerard. - szepnęłam. Samotne łzy spływały po mojej twarzy.
***
                 Byłam na osamotnionej polanie. Nikogo tam nie było. Wiał lekki wiatr. Tak naprawdę, po śmierci Gerarda oszalałam.
               Stałam się pusta.
- Hej , Gerard. - powiedziałam. - Pamiętasz? Pamiętasz jak się spotkaliśmy? Głupie zderzenie, a zobacz jak na nas wpłynęło. - usiadłam na trawie - Wiesz co teraz robię? Maluję palcem w powietrzu twój portret. By choć trochę Ciebie przy sobie mieć. By zawsze mieć twój obraz przed moimi oczami. A wiesz na czym to maluje?  Na niebie. Na tym samym niebie co zawsze. Choć teraz jest inne. Jest szare. Jak już z resztą wszystko. Trochę dziwnie, wiedząc o tym że Cię nie ma na tym świecie. Na tym pieprzonym , okrutnym świecie. Mogłeś tego nie robić... To wszystko przeze mnie...Przeze mnie...
              Przeze mnie.
- A co teraz robisz? Ja się akurat w tej chwili zastanawiam. Jak mam żyć bez Ciebie. Jak mam nadal funkcjonować. Udawać że wszystko jest dobrze? Nic nie jest dobrze. A właśnie. Mam nadzieje że ty nie cierpisz tak jak ja. Że nie wypłakałeś tyle łez
              Ile ja.
- Spójrzmy prawdzie w oczy. Nigdy Cię nie zapomnę. Wiesz...Nie chcę Cię zapomnieć. Byłeś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Gdy tylko usłyszałam to że umarłeś, przewróciłam to w żart. Bo chciałam żeby to było tylko głupim żartem.
           Głupim pieprzonym żartem.
- Ale nie jest. Nie żyjesz. Zostawiłeś mnie. NIE ŻYJESZ. NIE WRÓCISZ. NIE SPOTKAM CIĘ. Rozumiesz ?! ROZUMIESZ ?! Pytam Cię do cholery jasnej! CHCĘ BYĆ PRZY TOBIE! CHCĘ ZNOWU SWOJE NORMALNE ŻYCIE! Nie wytrzymam tak dalej...
            Nie wytrzymam...
***
                 Zawróciłam się do swojego domu. Po tej samej ścieżce. Głowę rozsadzało mi milion myśli. Milion pytań. Na których nie znajdę już odpowiedzi. Milion pytań, o których nie zdążyłam porozmawiać z Gerardem. Nadal nie wiem ,nawet tych drobnostek typu : jakie jest jego ulubione danie, który komiks mu się najbardziej podoba... Nadal nie wiem o nim...praktycznie nic.
               Nic.
                 Dotarłam do domu, i od razu skierowałam się na górę. Zamknęłam się w łazience. Znów strumień łez poleciał po moich policzkach. Znów pustka ogarniała moje serce.
               Jednak nie.
                W nim zawsze był, i zawszę będzie Gerard. I mogę się z nim spotkać. Ale do tego prowadzi tylko jedna droga. Droga którą za chwilę pójdę.
                Droga śmierci.
                 Sięgnęłam po żyletkę. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć.
- Będę aniołem. Będę z tobą już na zawszę. Będę Cię widzieć. Będę z tobą rozmawiać. Będę z tobą. Gerard.
                    Powoli przeciągnęłam narzędziem po moich żyłach. Po chwili poczułam ból, ale potem znów tą falę gorąca. Poczułam się wolna.
                   Jak jeszcze nigdy nie byłam.
***
- Myślę, jaki to ja byłem głupi że Cię zostawiłem - usłyszałam i w oddali mocnego białego światła, zobaczyłam kogoś. Czarne włosy, czarna kurtka , czarne spodnie. Podeszłam bliżej. Chłopak odtwarzał fragment „filmu“ w powietrzu. Na filmie była jakaś dziewczyna, która siedziała na polanie , i mówiła sama do siebie płacząc i cierpiąc bardzo mocno.
                     Tą dziewczyną byłam ja.
- Teraz...Teraz już mnie nie zostawisz , prawda ? - zapytałam się.
                      Chłopak odwrócił się do mnie. Poznałam te oczy. Poznałam tą twarz. Poznałam go.  Przybliżył się do mnie , i namiętnie pocałował.
- Teraz już nigdy... - szepnął mi do ucha Gerard.
                        Mój Gerard. Na zawsze.

----------------
Zjebałam wam mózgi tym opowiadaniem nie ? D:
Wgl. pisałam ten rozdział zamiast się uczyć O-O
Teraz mi się te zakończenie już nie podoba, bueh.
Dobra, pewnie się nie spodziewaliście śmierci Alex i Gerarda ? xD
Ok ok
DZIĘKUJE
każdemu kto to czytał :)
DZIĘKUJE
za każde komentarze, i każde miłe słowa.
Jeśli będę miała jakiś nowy blog - ogłoszę to.
xoxo
~~Alex from Mars

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

18.

         Przeciągnęłam się mocno, przetarłam oczy, włożyłam kapcie na nogi i zeszłam na dół. Przy stole siedzieli oczywiście oba Leto. Po ich twarzach wywnioskowałam że mają coś poważnego do powiedzenia.
- Co? - zapytałam się ich , obawiałam się że widzieli moje wyjście z domu.
- Alex...Usiądź. - powiedział Shannon. Zrobiłam to co kazał.
- Twoja mama dzwoniła. - oznajmił Jared.
- Świetnie, super, mhm, mogę iść? - nie miałam ochoty rozmawiać o mojej matce.
- Nie.
- Mówiła o tym że , masz zostać tu na święta. - zszokowana siedziałam , i z wielkimi oczami patrzyłam na Jareda. Zostać? Ale chciałam Boże Narodzenie spędzić w swoim domu. Nie tu! Tutaj mi praktycznie nic nie wolno robić!
- Nie zostanę! W życiu! Nie ma nawet takiej mowy! - wstałam i pośpiesznie poszłam na górę. Oczywiście Jared musiał mnie dogonić.
- Alex, ja wiem możesz się buntować, krzyczeć , bić i tupać , ale to nic nie zmieni. Tak kazała twoja mama , no przepraszam bardzo , ale to nie moja wina!
- No dobrze. Zostanę tu , ale nadal jestem zła na Ciebie.
- Niby za co?!
- Ty się jeszcze pytasz?! A kto wymyślił ten cały szlaban? Kto stał się nadopiekuńczy? TY!
- Nie krzycz na mnie mała.
          Zawróciłam się do drzwi wyjściowych. Wychodząc trzasnęłam nimi mocno , a sama udałam się do jakiegoś nieznanego pubu. Powitał mnie tam drażniący zapach alkoholu i papierosów. Nie lubiłam tych używek, ale teraz byłam taka zła i nabuzowana na Jareda i moją matkę, że chętnie się upije i zapale.
***
- Proszę pani? - ktoś mnie szturchnął - może chcesz już jechać do domu? -zapytał się.
- Cuu? Nieee, a dlaczego , a komu to po- potrzebne? - wybełkotałam. Musiałam zamrugać parę razy że mieć ostrość obrazu. Sama nie wiem jakim cudem dostałam alkohol. Chyba się nie połapali, że jeszcze nie mam 18 lat. Choć rocznikowo już tak. - a przeprrraszam , gdzie tu jest toaaleeta?
- Zaprowadzę Cię. - nieznajomy pomógł mi wstać. Wszystko zawirowało. Przyznam się że bycie pod wpływem alkoholu , może doprowadzić do naprawdę dziwnego stanu.
- Nie chce! Nieeee...- odepchnęłam go i udałam się chwiejnym krokiem do drzwi wyjściowych. Przy okazji w nie uderzyłam głową , i je za to przeprosiłam. Przecież drzwi też mają uczucia!
*** ( punkt widzenia Gerarda )
              Przeskakiwałem jakieś programy telewizyjne, z kanału na kanał. Nic w niej nowego. Usłyszałem pukanie do drzwi. Podszedłem i je otworzyłem.
- MISIEK! - kompletnie pijana Alex przytuliła się do mnie - strasznie mięciutki jesteś. Jak moja podusia. GDZIE ONA JEST?! - odeszła ode mnie , i kołysząc się „szukała“ swojej poduszki w całym salonie.
- Jezu, gdzie ty się tak upiłaś? Siadaj . - zaprowadziłem ją do kuchni, i kazałem jej usiąść.  Była nadzwyczaj rozbawiona. Całe oczy miała pomalowane na czarno. W ręce miała torbę, która już była mocno zabrudzona, najprawdopodobniej dlatego , że ciągnęła ją przez całą drogę po ziemi.
- Ja się nie upiłam! Tylko uzupełniłaaam płynyy...- zaśmiała się .
- Lepiej idź spać.
- Pomożesz mi się rozebrać?
- Nie sadzę....- nieśmiało odpowiedziałem. - wstawaj. - podniosłem ją do góry. Zaprowadziłem ją do pokoju gdzie kiedyś spała. Położyłem, i przykryłem Alex kołdrą.
- Słodkich snów - szepnąłem.
- Nawzajem, hihi... - zrobiła ręką gest typu „kociej łapy“ Westchnąłem , i wyszedłem z pokoju.
*** ( punkt widzenia Alex )
- Ja pierdole, moja głowa...- powiedziałam jak tylko wstałam na równe nogi. No, się balowało. Poszłam od razu pod prysznic. Po odświeżeniu, udałam się szybko na dół. W połowie drogi przypomniałam sobie że nie jestem u Leto , tylko u Gee. Pieprzyć to!
- Cześć, ostry kac? - zapytał Gerard.
- Nie pytaj...Zrobiłam coś głupiego?
- Nie..Nic tam takiego...Przez sen coś tam gadałaś i takie tam... - on coś ukrywa!
- Co mówiłam ? - spojrzałam mu w oczu - no co?
- Coś o tym że twoja poduszka jest seksowna, że kawa Ci ucieka z pokoju , i o tym że muszę walnąć Jareda patelnią. - zaśmiałam się .
- To nieźle... Masz wodę? - Gerard podał mi szklankę. - Dzięki.
- Już się boje, jak zareagują Leto, bo zniknęłaś na noc.
- Też się boje. Szlaban do końca życia. Wiesz że mam tu zostać na święta ?!
- To fajnie! Spędzimy ze sobą więcej czasu!
- Nie sadzę...- spuściłam wzrok . - przecież nie możemy się spotykać...Jared nam zabrania. - rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwieraj! - usłyszałam głos..Jay’a.
- Szybko! Idź się schować...W szafie! - spojrzałam na Gerarda dziwnym wzrokiem - no idź! - popchnął mnie. Weszłam do niej, i skuliłam się w jej kącie.
- Gdzie ona jest ?! - przez szparkę w drzwiach widziałam jak rozgniewany Jared wkracza do pokoju, i „odrzuca“ Gee.
- Kto? - zdezorientowany się zapytał. Jared mocno szarpnął go za ramie. Za każdym razem jak widziałam, jak bije Gerarda , sama odczuwałam ból.
- Alex ! Kto inny ?! No gdzie ?! - uderzył go w twarz. - Dupku  , co jej zrobiłeś ?! - po raz kolejny go uderzył. Tym razem w brzuch. Zwinął się z bólu.
- JARED PRZESTAŃ! - wypadłam z szafy , i z płaczem upadłam na podłogę. Leto podbiegł do mnie, i przytulił . Odepchnęłam go. - Spierdalaj! Nie chcę twojej pomocy! Nic mi nie jest! On mi nic złego nie zrobił! - podeszłam do Gerarda. - Gee...Wszystko OK? - zapytałam szeptem.
- Tak...Wszystko okej... - uśmiechnął się słabo.
               Jared przyglądał się nam dość długo. Widziałam w jego oczach wyrzuty sumienia. Na sto procent je miał. Mnie teraz przepełniała wściekłość i złość. Wizja spędzenia z nim paru następnych miesięcy i świąt , mnie dobijała.
- Alex musimy wracać. -powiedział  to ze spuszczonym wzrokiem .
- Ale przecież Gerard...
- Poradzę sobie. - szepnął Gee - idź.
                 Jared położył rękę na moim ramieniu, ale natychmiastowo ją zrzuciłam. Wkurzył mnie na tyle, że nie chciałam się z nim znać. Kryzys wieku średniego ma ? Córka chyba mu potrzebna, żeby ją szlabanami karać.
***
- Alex...- zaraz po wejściu do domu , Jared zaczął do mnie gadać. Tym razem nie uciekłam , bo chciałam go posłuchać. - Eh..Wiem  że to wszystko tak głupio wyszło... Przepraszam , ja nie wiedziałem ...
- Czego nie wiedziałeś? Tego że mam dość Ciebie i twoich „genialnych“ pomysłów? Twojej nadopiekuńczości ? Twojej nie świadomości o tym że ze mną nic złego już nie jest? Czemu ty w ogóle nie pozwalałeś mi się spotykać z Gerardem ? I jeszcze go teraz niesprawiedliwie osądziłeś...
- Nie pozwałem bo bałem się że on Ci coś zrobi. Po tym wszystkim podczas wakacji , cały czas się o Ciebie bałem.
- Za bardzo się bałeś. Chcę trochę wolności. A ogólnie...To weź zaproś Gee i Mikey’a na święta. Tylko masz przeprosić Gerarda! Rozumiesz ?!
- Tak tak , rozumiem...Mała. - poczochrał mnie , a ja się zaśmiałam.
- Nie jestem MAŁA!
- Jesteś , jesteś... Gdzie Shannon ?
- Sama nie wiem... Shannon? Gdzie ty ? - cisza. - Shann ?
- Tu jestem!
             Podeszliśmy do niego. Siedział cały zamoczony , naprawiając coś przy zlewie.
- Shannon, wiesz chyba będzie lepiej jak zadzwonimy po hydraulika.
- NIE! Ja to naprawię! Zobaczycie! Będzie wszystko działać jak ulał ! - upierał się.
- Jak se chcesz... - westchnęłam . - ale jak dom będzie cały zalany wodą , to ty to wszystko będziesz mył.
- Dom zalany wodą , wszystko będziesz mył , bla bla bla - zaczął mnie przedrzeźniać , i wymachiwać kluczem . No i wszystko wyszło mu spod kontroli , bo po chwili woda mocno wytrysnęła  , i to na spodnie Jareda , w dość ... zboczonym miejscu.
- Shannon... Cholera jasna! Alex , przynieś mi Blackberry, bo nasz hydraulik sobie nie poradził , i trzeba prawdziwego wezwać!
- Czy ty...pozwalasz mi dotknąć swojego telefonu? Przecież to niemożliwe!!!
- UGH! Nie daje już z wami rady ! - i sam udał się po swoje cudeńko.
***
Dzień dobry.
Ważna rzecz : Następny rozdział będzie ostatnim :>
A teraz podziękowania :3
Dziękuje , KAŻDEMU , kto to czyta, pisze komentarze itp. itd. Naprawdę się cieszę , że komuś się to podoba :)
A! Wiecie jaki dzień dziś jest prawda ? 35 lat temu , urodził się wspaniały i utalentowany człowiek. Wszystkiego najlepszego Gee ! :)
A! I Wesołych świąt! :D