środa, 15 lutego 2012

14

     Byłam jak w transie. Usiadłam na ławce, i schowałam twarz w dłonie. Los Angeles? Dlaczego muszę tam znów jechać? Przecież rok szkolny nadal trwa... Poczułam rękę na moich plecach, która po chwili przycisnęła mnie w u sileniu przytulenia. Poczułam przeszywający ból, najprawdopodobniej od tego całego zamieszania z wczoraj.  Wstałam, nie patrząc na Jareda.
-Tylko się pożegnam.-powiedziałam cicho.
               Podeszłam do Leny. Dałam jej mocnego przytulasa. Starałam się mrugać szybko, by łzy nie poleciały z moich oczu.
-Wracam...-szepnęłam gdy się puściłyśmy.
-Do LA?-spytała zszokowana. Pokiwałam głową.
-Pa...mam nadzieję że będziemy w kontakcie...-machałam ręką schodząc w dół za Jaredem.
                Gdy tylko znaleźliśmy się na placu szkolnym, zobaczyłam jakiś bardzo dobry samochód. Zapakowany moimi rzeczami.
-Wspaniale po prostu wspaniale...-westchnęłam i z niechęcią wsiadłam do środka.
                 Przez pierwszą godzinę jechaliśmy w ciszy. Byłam zła, nie wiem nawet na kogo. Miałam po prostu ochotę wyskoczyć z tego pieprzonego samochodu i wrócić do mojego małego domu. I dlaczego Jared po mnie przyjechał? Chciało mu się jechać taki kawał drogi, i płacić za bilet? Oh, jeszcze przecież za mnie będzie wydawał kasę.
-Jesteś głodna? Możemy się gdzieś zatrzymać.-odezwał się Leto.
-Nie ,nie jestem.-odburknęłam.
-Musisz coś zjeść.-powiedział stanowczo.
-Nie mam apetytu! Nie będę jeść na siłę, rozumiesz?!- wybuchłam.
-O co Ci chodzi?!-najwidoczniej  kierowca też się zdenerwował.
-O co mi chodzi? Mi ? Zupełnie o nic ! O niczym więcej nie marzę, niż tylko wracać tam gdzie za wszelką cenę nie chciałam już być! I patrzeć na to jak wydajecie pieniądze, na mnie! Z resztą po co po mnie przyjechałeś?
-Przecież mówiłem że twoja mama mnie prosiła! - i cisza.
                 Nikt z nas nie chciał już rozmawiać. Tak to bynajmniej wyglądało.
-Alex... Dlaczego ty chciałaś ...-przerwałam mu.
                Czyli mama mu powiedziała że chciałam się zabić? Po prostu świetnie, wspaniale...
-Nie ważne. Nie chcę o tym rozmawiać. Jedź.
-Mi możesz powiedzieć...-i po raz kolejny mu przerywam.
-Ale nie chcę! Nie zrozumiałeś za pierwszym razem, to ile mam ci powtarzać!Sto razy? Tak? Dobra! Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę o tym rozmawiać ,nie chcę o tym rozmawiać...
-Przestań już, po prostu się o Ciebie martwię.
-No właśnie widzę jak się o mnie martwisz. Patrz na drogę.
-Ale Alex...
-JEDŹ!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon, podłączyłam słuchawki. Odwróciłam się do okna.
                Tak minęła droga na lotnisko. Oczywiście zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji, by załatwić swoje potrzeby, i kupić coś do jedzenia. Tak zjadłam coś, bo najwyraźniej od samego gadania zgłodniałam.
                 Wysiedliśmy z samochodu, który został odebrany przez jakiegoś pana w czarnym, przekazaliśmy bagaże i szybko udaliśmy się do samolotu.
                 Lot  przebiegł w ciszy. Ja miałam słuchawki w uszach, a Jared bawił się swoim blackberry.
-Zaraz wylądujemy w przepięknym Los Angeles. Mamy nadzieję że podróż minęła pozytywnie.-zaapelowała stewardessa.
-Tak,bardzo pozytywnie, po prostu skaczę ze szczęścia że tu jestem.-mruknęłam pod nosem, kiedy udało mi się zrozumieć co mówiła sztucznie uśmiechnięta pani , bo jej głos się mieszał z śpiewem Matthewa z MUSE.
                     Po odebraniu walizek, udaliśmy się na plac przed samolotem. Czekał na nas tam Shannon, i chyba tylko z tego że go znów widzę się cieszyłam.
-Hej mała! - wskoczyłam w jego umięśnione ramiona. No uwielbiam go!
-Cześć ! Boże jak miło Cię znów widzieć! -powiedziałam, kiedy już skończyliśmy się przytulać.
                     Znów pakowanie bagaży do bagażnika. Wyjechaliśmy samochodem Shanna, zdążyłam wyjąć telefon i napisać do Leny.
"Jestem już w LA.  Podróż nie minęła za dobrze, jednak już jest lepiej" - wysłałam.
                      W domu znaleźliśmy się w ciągu 10 minut. Dostałam ten sam pokój w którym spałam po odejściu z domu Gerarda. Rozpakowałam się i zostałam zawołana bym zeszła na dół. Chłopcy postanowili zaprosić Tom'a i Vicki na kolację. Oczywiście powitali mnie z uśmiechami na twarzach, bo to przecież tak fajnie że wróciłam. Może dla nich, na pewno nie dla mnie. Tomislav pomógł dla Shannona zrobić dania.  Jared gdzieś się ulotnił, a ja i Vicki usiadłyśmy przed telewizorem. Nigdy wcześniej z nią nie rozmawiałam. Przedstawiłyśmy się nawzajem , a potem już gadka sama się ciągnęła. Opowiadała mi różne zabawne historie z jej życia, na które się śmiałam, tak by nikt nie zauważył mojego samopoczucia po tych wszystkich wydarzeniach. Ciekawe czy Mofo i Bosanko wiedzą o tym co się  ze mną dzieje i działo...
-Tada!- triumfalny okrzyk Shannona, przywrócił mnie z życia w swoich myślach.
                  Stół był pięknie nakryty, dania wyglądały smacznie, i były także przygotowane dla królika (czyt. Jareda).  Wzięłam się za jedzenie. Smakowało mi.
-Tomo ty na prawdę potrafisz dobrze gotować! - powiedziałam .
-Dzięki - uśmiechnął się.
-Ekhm...- skierowałam oczy na oburzonego Shannona.
-Oj ty też! - zachichotałam.
-Zaraz wracam!-oznajmił zwierzak.
                    Po chwili usłyszałam brzdęk butelek, które sekundę później pojawiły się na stole. Wszystko by było okej gdybym tylko nie poczuła zapachu. Piwo. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zauważyłam jak Jared patrzy morderczym wzrokiem na Shannona, który z resztą już chyba zrozumiał o co chodzi.
                      Ten zapach przypominał mi tyko o jednym. Przed oczami pojawił się obraz Gerarda. Przecież jestem w Los Angeles. On tu mieszka. On tu jest...
-Alex? Wszystko okej? - spytała mnie się Vicki.
-Tak.. Tylko chyba straciłam apetyt....-odparłam-ja..  pójdę do pokoju...
                      Powoli wchodziłam na górę. Znów się zaczyna. Wspomnienia. Są takie... trudne do usunięcia. Podeszłam do okna w mojej sypialni.
                       Gdzieś tu. Gdzieś w tym mieście siedzi sobie Gerard Way. Przecież mogę go tu spotkać. Mogę go znów zobaczyć. Wybaczyć mu? Nie. Nie mogę. Nie dam rady, nawet coś do niego powiedzieć. Zaufanie w moim przypadku już nie istnieje. Bynajmniej dla niego już nie zaufam. Zasłoniłam roletę.
-Alex! Zejdź, proszę. - usłyszałam głos Tom'a.
                      Wyszłam poza swój pokój, i tak jak mi kazano, pojawiłam się na dole. O dziwo, czułam kwiaty.
-Posłuchaj. Przepraszam, za .. sama wiesz co. Zrobiłem błąd, jeszcze bardziej Cię dobijając...-zaczął Shannon.
-I my też. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, dopiero przed chwilą się dowiedzieliśmy....-powiedziała Vicki.
-Nie macie za co przepraszać! Nic nie zrobiliście. A wspomnienia to wspomnienia, zostaną na zawsze, chyba że utracę pamięć.- zachichotałam i złapałam się za kark, co było złym postąpieniem. Syknęłam z bólu.
-Alex...Co Ci jest?-zapytał Jared który był naprawdę zaniepokojony .
-Nie. Mi nic nie jest, ja po prostu...udam się do pokoju...-zaczęłam się oddalać cały czas mówiąc.
-O nie , nigdzie nie idziesz. Masz nam to wytłumaczyć.-młodszy Leto złapał mnie za ramię. Pech chciał że w miejsce gdzie miałam najbardziej poranioną rękę.
-Aua!- krzyknęłam z bólu. Puścił.  Nagle mój rozpinany sweterek, opadł w dół, zostawiając  mnie w samym krótkim rękawku. Wszyscy zobaczyli szramę i zaczerwienione miejsce. Mieli zszokowane twarze. -Ja pójdę na górę...-po paru sekundach byłam już w swoim pokoju, i leżałam w  łóżku.
-I niby jest wszystko okej? Kogo ty oszukujesz Olka? - zapytałam samą siebie.
                   Po jakichś 30 minutach, usłyszałam głosu z dołu, jak Tomo i Vicki wychodzili z domu. Po chwili usłyszałam pukanie drzwi.
-Nie wchodzić. - powiedziałam.
                 I tak ktoś wszedł, oczywiście Jared, zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku,  odwrócony twarzą do mnie.
-Alex. Powiedz co się stało. - zaczął.
-Nie. - odwróciłam się do niego.
-Ale jak powiesz to będzie Ci lepiej!- potrząsną mną, przy okazji zbliżając się do mnie. Zauważyłam że miał inny zamiar, bo jego usta zawędrowały niebezpiecznie blisko moich. Patrzył się prosto w moje przemęczone oczy. W ostatniej chwili się ocknęłam. Jeszcze sekunda i doszło by do pocałunku. I co mnie jeszcze bardzo zdziwiło , gdy był tak blisko mojej twarzy poczułam alkohol.Odepchnęłam go z całej siły,  tak że z hukiem upadł na podłogę.
- Popierdoliło Cię?! To miało mi pomóc?! - krzyczałam ze złości. Bardzo opiekuńczy Jared, och naprawdę.- Co?! Zachciało Ci się popieprzyć?! Nie dość że jesteś już wstawiony, to sprawiasz jeszcze większe kłopoty! Zepsułeś wszystko! Chcesz wiedzieć co się stało?! - usłyszałam jak ktoś szybko wchodzi po schodach.W drzwiach widniał już Shannon.-Chcesz?! - kontynuowałam. - I tak pewnie nic nie zrozumiesz, bo piłeś, ale słuchaj. Pobili mnie. Tak, pobili! Śmiali się ze mnie, mimo że nic im nie zrobiłam! To był powód dla którego chciałam się zabić! A teraz wyjdź! Wszyscy wyjdźcie! Zostawcie mnie samą! - nie wyszli, patrzyli na mnie zszokowanym wzrokiem. Do Jareda chyba już coś dotarło. - WYJDŹCIE! - powtórzyłam. Posłuchali się.
                  Przez jakieś pół godziny słyszałam jak Shannon darł się na swojego brata. Potem już zasnęłam. I tak się skończył dzień, w którym wszystko miało wyjść na prostą. Przecież wyjazd do LA mi pomoże. Bardzo mi pomógł. Chyba jedynie w dalszym pogrążaniu się.
                   Jared? Stał się inny. W ciągu jednego dnia, to wręcz nie możliwe,a jednak. Zaszedł za daleko. Może to tylko przez alkohol...ale i tak mnie wkurzył. W szkole,w samochodzie, w samolocie i w domu. Chyba jedynym osobom którym mogę teraz zaufać to Lena i Shannon...
----------
Ach, wiem że można zasnąć czytając ten rozdział ;/
Jest taki długi i bez ładu i składu -.-
Za błędy przepraszam, sprawdzane na szybko.

2 komentarze:

  1. Się porobiło... :/ Mam nadzieję, że Jared bardzo ładnie przeprosi Alex. :D Rozdział jak zwykle świetny!

    Cathy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. no ciekawie ciekawie :D Jared jak zawsze chcica ;p :D czekam na kolejny :))

    OdpowiedzUsuń