Budzę się. Ogromny ból przeszywa moją głowę. Tracę równowagę kiedy chcę wstać. Schodzę na dół, widzę Mikey'a nie Alex. Brat patrzy na mnie groźnym wzrokiem. Co zrobiłem? Już wiem. Doskonale wiem. Błąd, którego nie da się wymazać. Zraniłem ją. Psychicznie i fizycznie. Mam ochotę rzucać wszystkim dookoła. Jestem zły. Zły na siebie. Dlaczego zraniłem swoją przyjaciółkę? Nie ma jej tu...
-Gerard.Miałeś tego nie robić.-Mike coś do mnie mówi.
-Wiem.Nie miałem.Ale zrobiłem. I tego żałuję. Gdzie ona teraz jest? Muszę ją przeprosić . Muszę z nią....
-Sądzę że teraz nie chciałaby Cię widzieć.-przestraszony patrzę się na brata.Już mam wyrzuty sumienia, dlaczego on mnie jeszcze dobija...-jest u Leto.Shannon był tu dwie godziny temu-spojrzałem na zegarek. 15:35 -zabrał jej rzeczy.
-Fuck!-krzyknąłem zrzucając pierwszy lepszy talerz.
-Nie zaczynaj sięgać po alkohol. Ona by tego nie chciała. Nie chciała byś zaczynał się niszczyć z jej powodu rozumiesz!? Nie zaczynaj tego!-spojrzałem mu w oczy
-Nie zacznę. Nie chcę. Ona tego nie chcę , i ja tego nie zrobię.
***
Sen? Proszę, niech to wszystko było snem.Nie.Obudziłam się około 14. Poduszka była sklejona od łez. Udałam się pod prysznic, co przypomniało mi o zranionym ramieniu. Kiedy weszłam znów do pokoju, zauważyłam moją torbę i aparat. Nie chciałam patrzeć na zdjęcia które w nim były, ale nie chciałam też ich usunąć. W środku torby był bilet powrotny. Wyjęłam go. Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę.-powiedziałam cicho. Okazał się to być Jared.
-Wiem, nie powinienem, ale musisz powiedzieć co się stało.-tak nagle? Mam mu wszystko wyśpiewać?
-Nie chcę o tym rozmawiać...
-Nie musisz, ale uwierz mi że będzie lepiej jeśli to wyrzucisz z siebie...-odpowiedział troskliwym głosem.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu, lecz później usiedliśmy razem przy ścianie. Nie wiedziałam od czego zacząć.
-Rano zeszłam na dół, ale Gerarda tam nie było. Potem on wszedł -zaczęłam płakać, ale nie przestawałam mówić -do domu... pijany, i chciał mnie...pocałować. I ja go odepchnęłam, dzięki czemu dostałam w twarz, znów się do mnie zbliżył, znów go odepchnęłam , ale tym razem pociągnął mnie za ramie...przejechałam nim po rogu blatu kuchennego...i on potem poszedł, a później wszedł Shannon ...- nie mogłam się powstrzymać, wpadłam w ogromny płacz. Totalnie się załamałam. Nie wierzę, że to się stało. Zwykłe wakacje, zwykłe dwa miesiące, a moje życie jest już inne.
Jared mnie przytulił, i zaczął lekko kołysać, w przód i w tył. Nieco mnie to usypiało, ale i pomogło.
-Chodź do salonu, musimy Ci opatrzyć to ramię- pogłaskał mnie po głowię i podał rękę bym mogła wstać.
-Czekaj.-bilet szybko schowałam do kieszeni, i przemyłam twarz wodą w łazience.
W salonie przywitały mnie ramiona Shannona.Wszyscy się o mnie troszczyli. Chyba próbują sprawić bym się nie załamała , ale to już raczej za późno ... Jared szykował apteczke, i kazał mi usiąść obok siebie. Wyciągał jakieś plastry, poczułam pieczenie, na co syknęłam z bólu.Po akcji ratunkowej dla mojego ramienia zjadłam kanapkę , i potem siedziałam już tylko w pokoju , patrząc się za okno.
*puk,puk*
-Można?-Jared.
-Tak,chyba...-odparłam cicho.
Niezręczna cisza trwała jakieś pięć minut. Słyszałam ja Jay, siada na łóżku.
-Nad czym myślisz?-zapytał się.
-Jared...Ja..Ja..muszę wracać....I tak za tydzień musiałabym wyjechać...-już miałam dodać resztę wypowiedzi, kiedy gwałtownie mi przerwał.
-Co?! Nie możesz, dlaczego?!-oburzonym głosem wysłał do mnie pytanie. Odwróciłam się do niego.
-Nie,nie zostanę.Dlaczego? Bo chcę zapomnieć Jared. Zapomnieć, o tym co się wydarzyło w ciągu ostatnich paru godzin,dni i miesięcy. Nie chcę do tego wracać.To dla mnie zbyt wiele. Te wydarzenie w domu , załamało mnie całkowicie. Boję się na nowo komuś ufać. Jutro wyjeżdżam. Przepraszam Jared.
Patrzył na mnie zszokowany.Przytuliłam go.
-Rozumiem...Zawieść Cię jutro na lotnisko?-zapytał.
-Jakbyś mógł...-uśmiechnęłam się na wymuszenie.
-Miło popatrzeć jak się znów uśmiechasz.Choć to nie szczery.-prychnęłam cicho .
-Dobra, ja idę spać.-wstałam , zgasiłam lampkę, i wskoczyłam pod łóżko w ubraniach , za dużo emocji na dziś , nie miałam ochoty się przebierać.
-Dobranoc Alex.
-Dobranoc Jared.-wyszedł z pokoju.
Przewróciłam się na drugi bok.Myśli rozsadzały mi głowę. Już jutro pojawię się w moim mieście. W Polsce. Zobaczę swoją rodzinę, swoich przyjaci...swoją przyjaciółkę. Nie dałam jej znaku , o tym co się działo w ostatnich dniach. Może się nie obrazi, jeśli powiem jej to w cztery oczy , a nie przez telefon? Dłużej się nie zastanawiałam i szybko zasnęłam.
Poranek. Po raz kolejny zostaje przytulona przez Shannona,jem śniadanie, pakowanie rzeczy , ostatnie spojrzenia na L.A. przez szybę samochodu. Kompletna cisza. Zdążyłam zadzwonić do rodziców , odebrała mama , i była uradowana wiadomością że wracam. Samochód stanął.
-Jesteśmy na miejscu.- oznajmił Shannon.
Przekazywanie bagaży, paplanina o bezpieczeństwie , i pożegnania.
-Och, chodź tu mała-powiedział do mnie starszy Leto.Dał mi naprawdę mocnego przytulańca, i potargał włosy.-będziemy,mam nadzieje,w kontakcie?
-Jasne-odpowiedziałam, po czym zaczął mnie ściskać Jared.
-Będziemy tęsknić.-odezwał się.
-Ja...za wami też. Żegnajcie! - pomachałam im , i wchodząc na schody do samolotu, jeszcze raz obejrzałam się za siebie. Nagle krew zmroziła mi się w żyłach. Wszystko stanęło w miejscu. W kapturze, nieco dalej od braci Leto stał..Gerard. Zobaczyłam jak porusza ustami mówiąc bezgłośne "pa" . Patrzył na mnie ,z oczami pełnymi wyrzutów sumienia. Smutnymi i żałującymi Czym prędzej uciekłam do wnętrza .Usadowiłam się w swoim miejscu, z szybko bijącym sercem, słyszałam jak mówią że zaraz będziemy startować. Wznieśliśmy się w górę. Wracam. Wracam do normalnego życia. Uciekam od wspomnień.
-----------------
Jest dłuższy od wcześniejszego, ale nadal za krótki :C
Uuu nie marudź. Ciesz się, że i tak robisz coraz dłuższe. Czekam na kolejny. <3
OdpowiedzUsuń