czwartek, 3 maja 2012

INFO

Nie kontynuuje tego opowiadania, nie , nie , przecież je zakończyłam :3
Chciałam wam tylko przesłać linka do mojego nowego bloga.
Cały o MCR, może pojawić się Frerard
Zapraszam do czytania :)
they-only-care-if-you-can-bleed.blogspot.com
Alex From Mars
xoxo

czwartek, 12 kwietnia 2012

19 - END

Grudzień , dzień wigilii
- Shannon! Coś ty znowu zrobił ! - krzyknęłam, gdy usłyszałam jak bombka roztrzaskuje się o podłogę.
- Czemu od razu podejrzewacie mnie ?! - zapytał zbulwersowany. Przyszłam do salonu , i spojrzałam na niego kpiąco
- Kto dziś : o mało nie spalił firanek, pobrudził obrus, oblał kanapę sokiem , pobrudził sobie spodnie , zbił chyba z dziesięć bombek...- zaczęłam wyliczać
- Dobra, dobra, ja. - powiedział zrezygnowanym głosem.
- No właśnie. Jared! Nie podjadaj pierogów !
- Już..już.. - powoli odszedł od kuchni.
- Dobra, ludzie, za 30 minut siadamy do stołu, za 20 minut mają się pojawić chłopaki.
                   Udałam się na górę by znieść prezenty. Kupiłam dla każdego, dla Shannona, Jareda , Mikey’a no i Gerarda. Cieszę się że Jay go zaakceptował. Przebrałam się jeszcze w jakieś bardziej uroczyste ubrania,  i znów pojawiłam się na dole. Zaniosłam prezenty pod choinkę , a już tam jakieś stały. Usłyszałam dzwonek do drzwi , chciałam je otworzyć, ale Shann już to zrobił. Obejrzałam się szybko czy stół już został nakryty. Na szczęście był. W oddali usłyszałam charakterystyczny śmiech Gee. Od razu na moją twarz wpłynął uśmiech.
- Cześć! - Gerard przytulił mnie i dał buziaka w usta.
- No hej , odnieście prezenty pod choinkę - uśmiechnęłam się do Gee i Mikey’a. Z tyłu Jared i Shannon patrzyli się na mnie tajemniczym wzrokiem i się uśmiechali. Wzruszyłam tylko ramionami i usiadłam przy stole,  po chwili całe towarzystwo też. Zaczęło się jedzenie i gadanie o różnych rzeczach.
- A teraz...Prezenty! - krzyknął podekscytowany Mikey. - będę rozdawał , OK? - pokiwaliśmy głowami. To znaczy...Jedyny który nie pokiwał, to Jared który jadł nadal pierogi. Kopnęłam go nogą pod stołem.
- Co, co. Tak , tak. - odpowiedział z pełnymi ustami. Westchnęłam.
- Okeeej, to podzieliłem te prezenty na grupy, które są kogo, no i lecimy. Alex! - oznajmił. Podeszłam i je wzięłam. Chciałam już je otworzyć, ale mi zakazano.
- Shannon! - ruszył dumnym krokiem , i odebrał swoje podarunki.
- Jared! - otrzepał ręce w spodnie, i wziął prezenty.
- No i ja, a ! I Gerard ! To co , otwieramy? - zgodziliśmy się na propozycje Mikey’a. - Pierwsza Alex!
                      Wzięłam największy podarunek. Otworzyłam go powoli , choć spodziewałam się co tam będzie, po kształcie opakowania. Gitara! Mianowicie „Gibson Billie Joe Armstrong signature Les Paul Junior“ w pełnej nazwie. Miała kolor biały .Spojrzałam rozradowana po członkach Wigilii.
- Dobra, kto to kupił ? - zapytałam podekscytowana.
- Mikołaj. - powiedział Gerard i puścił mi oczko. Podeszłam do niego i złożyłam pocałunek na jego ustach.
- Dziękuje! - przytuliłam go i usiadłam na swoje miejsce.
                        Otworzyłam resztę paczek. Były w niej słodycze, nowe słuchawki, rękawiczki Franka Iero , czapka „świnka“ ( to kupił na pewno Shannon...) , i inne drobiazgi.  Następnie swoje prezenty oglądał Gerard. Zaczął skakać jak dziecko , gdy zobaczył ogromny zestaw przyborów do rysowania. Ale taki ogroomny! Dostał jeszcze mnóstwo komiksów i słodyczy. Potem otworzył Mikey. W paczkach miał między innymi nowe struny do basu, nowy pasek do gitary , jednorożca ( tak ,tak , ja mu to kupiłam ) , hełm Darth Vader'a , i parę gier...no nie takie parę... Później czas na Shannona. M.i.n. pałeczki do perkusji, nowa skórzana kurtka ( on takie uwielbia ) , okulary, i-pod . A Jared, jak to Jared, zaczął nakładać wszystko co dostał. Bo jego prezent przewyższały ubrania. Założył na siebie „francuską“ czapeczkę, kamizelkę zimową , rękawiczki, ray-ban’y , glany , i...spódniczkę.
               Reszta wieczoru była spędzona w miłej atmosferze. Śpiewaliśmy , tańczyliśmy, rozmawialiśmy , śmialiśmy się. Ja byłam nadal zachwycona swoją nową gitarą. Nie spodziewałam się że ktoś mi w ogóle kupi gitarę.
                Postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam na balkon. Wdychałam powoli powietrze, i patrzyłam się w ciemne niebo , ozdobione gwiazdami. Wszystko się znów zmieniło. Tym razem na lepsze...
- A co ty robisz? - zapytał się mnie Gee. Podskoczyłam ze strachu.
- Nie strasz mnie więcej... No stoję, przecież widzisz.
- To postoje z tobą. - powiedział , i oparł się na barierce.
                  I tak mijało pięć, dziesięć minut. W kompletnej ciszy.
- To chyba głupie. Lepiej Cię pocałuje. - podszedł do zaskoczonej mnie, i zatopił swoje usta w moich. Po chwili się od siebie oderwaliśmy.
- Dziękuje... Za to że tu jesteś. - powiedziałam. Gerard jednak nadal stał w miejscu z takim samym uśmiechem jakim był wcześniej. - Gerard? - machnęłam mu ręką przed twarzą. Nic. Zamrugałam parę razy. Co się dzieje?
                  Poczułam że moje serce bije coraz mocniej. Ale nie tak jak wtedy. Teraz wyraźnie je odczuwałam. Mocniej niż kiedykolwiek. Przez moje ciało przeszła dziwna gorąca fala. Gee nadal tkwił w tej samej pozycji. Szybko przeszłam do salonu. Chłopaki tam byli...ale też zastygli w miejscu. Tak jakby ktoś wcisnął pauze. Pauze na życie.
                   I znów poczułam tą przerażającą fale gorąca. Teraz usłyszałam pewien dźwięk. Pewne dźwięki.
Pip...pip...pip...
                  Wszystko ogarnęła ciemność. Do dźwięków doszły szmery i jakieś głosy.
- Obudziła się! - ktoś krzyknął. Powoli otworzyłam oczy. Ostre białe ściany je najpierw oślepiły, ale po chwili już mogłam normalnie widzieć. Rozejrzałam się. Mama ? Co ona tu robi ? Przecież byłam w domu u Leto... Jared ? Sam ? Gdzie jest Shannon ?
- Córciu... - mama do mnie podbiegła.
- Czemu mi kazałaś zostać u Jareda na święta? - zapytałam się jej.
- Co? Jak to?
- Przecież...Przecież byłam u nich i...i wszystko się ułożyło... - mama spojrzała na mnie lekko przerażonym wzrokiem.
- Kochanie...Pewnie Ci się to przyśniło...Leżysz w szpitalu , po zażyciu tych tabletek. Gdybyś wzięła parę więcej, mogłabyś umrzeć.... - sen? Jak to możliwe ?
- Jared - zwróciłam się do niego - przecież byłam u Ciebie. Sam po mnie przyjechałeś, byłeś nadopiekuńczy i w ogóle...
- Alex...Tobie się to przyśniło, zrozum.
*** ( trzy dni później )
                          Nadal leżałam w szpitalu, i nie pojmowałam co się dzieje. Jak to sen ? Jakim cudem? Jakim cholernym cudem?
- Cześć...- Jared wszedł do mojej sali , i zamkną za sobą drzwi.
- Cześć... - odpowiedziałam.
                    Wymieniliśmy parę zdań. Nadal nic nie rozumiałam. Nagle przyszło mi na myśl pytanie , które nurtowało mnie od przebudzenia.
- Jared...Gdzie jest Gerard? - zapytałam. Jared westchnął , i złapał mnie za rękę . Spojrzał mi głęboko w oczy.
- Alex...Gerard...Gerard popełnił samobójstwo , cztery dni temu. - powiedział jednym tchem. Roześmiałam się.
- Błagam Cię , Jared, nie czas na twoje głupie żarty.
- Alex, mówię prawdę. Gerard nie żyje. Zabił się po tym, jak otrzymał od nas wiadomość o tym że wzięłaś te tabletki. - nagle mój uśmiech na twarzy, zamienił się w grymas smutku. Rozpaczy.
                 Gerard nie żyje. Gerard Way nie żyje. Człowiek który dla mnie tak wiele znaczył... zniknął. Z tego świata. Już go tu nie ma, więcej go już tu nie spotkam. Nie zobaczę jego roześmianych oczu, nie dotknę go, nie poczuje , nie usłyszę , nie spotkam się z nim, nie porozmawiam... Ogarnęła mnie pustka. Cholerna pustka. Dlaczego go tu nie ma ? Dlaczego nie mogę go już zobaczyć ? Przecież tyle dla mnie znaczył. Nawet nie tylko dla mnie! Sen? Co mnie to obchodzi że to wszystko było snem ! Gerard nie żyje ! Nie żyje przeze mnie! Osoba która mnie praktycznie przytrzymywała przy życiu...sama nie żyje.
                   Do oczu napłynęły łzy.  Powoli leciały po moim policzku . Jared mnie przytulił. To mi nie pomoże. To nie przywróci życia dla Gee. To nic już nie ma sensu...
***
                  Weszłam do swojego pokoju. Nie cieszył mnie on. Życie mnie już nie cieszyło. Wszystko przybrało szare barwy. Śpiewające ptaki, nie były już te same , które słyszałam kiedyś. Słońce , nie świeciło tak jak dawniej. Kiedyś , on, był jeszcze wśród żywych.
                  Spojrzałam na swój aparat. Były w nim te wszystkie zdjęcia, filmy, wspomnienia. Drżącymi rękami go podniosłam, i odtworzyłam jeden filmik.
                   Śmiejący się Gerard, patrzący się w stronę kamery. Nie mogłam tego oglądać. A przede wszystkim słuchać. To boli. Bardzo boli , kiedy ktoś odchodzi.
- Tak trudno jest powiedzieć żegnaj , Gerard. - szepnęłam. Samotne łzy spływały po mojej twarzy.
***
                 Byłam na osamotnionej polanie. Nikogo tam nie było. Wiał lekki wiatr. Tak naprawdę, po śmierci Gerarda oszalałam.
               Stałam się pusta.
- Hej , Gerard. - powiedziałam. - Pamiętasz? Pamiętasz jak się spotkaliśmy? Głupie zderzenie, a zobacz jak na nas wpłynęło. - usiadłam na trawie - Wiesz co teraz robię? Maluję palcem w powietrzu twój portret. By choć trochę Ciebie przy sobie mieć. By zawsze mieć twój obraz przed moimi oczami. A wiesz na czym to maluje?  Na niebie. Na tym samym niebie co zawsze. Choć teraz jest inne. Jest szare. Jak już z resztą wszystko. Trochę dziwnie, wiedząc o tym że Cię nie ma na tym świecie. Na tym pieprzonym , okrutnym świecie. Mogłeś tego nie robić... To wszystko przeze mnie...Przeze mnie...
              Przeze mnie.
- A co teraz robisz? Ja się akurat w tej chwili zastanawiam. Jak mam żyć bez Ciebie. Jak mam nadal funkcjonować. Udawać że wszystko jest dobrze? Nic nie jest dobrze. A właśnie. Mam nadzieje że ty nie cierpisz tak jak ja. Że nie wypłakałeś tyle łez
              Ile ja.
- Spójrzmy prawdzie w oczy. Nigdy Cię nie zapomnę. Wiesz...Nie chcę Cię zapomnieć. Byłeś dla mnie kimś naprawdę ważnym. Gdy tylko usłyszałam to że umarłeś, przewróciłam to w żart. Bo chciałam żeby to było tylko głupim żartem.
           Głupim pieprzonym żartem.
- Ale nie jest. Nie żyjesz. Zostawiłeś mnie. NIE ŻYJESZ. NIE WRÓCISZ. NIE SPOTKAM CIĘ. Rozumiesz ?! ROZUMIESZ ?! Pytam Cię do cholery jasnej! CHCĘ BYĆ PRZY TOBIE! CHCĘ ZNOWU SWOJE NORMALNE ŻYCIE! Nie wytrzymam tak dalej...
            Nie wytrzymam...
***
                 Zawróciłam się do swojego domu. Po tej samej ścieżce. Głowę rozsadzało mi milion myśli. Milion pytań. Na których nie znajdę już odpowiedzi. Milion pytań, o których nie zdążyłam porozmawiać z Gerardem. Nadal nie wiem ,nawet tych drobnostek typu : jakie jest jego ulubione danie, który komiks mu się najbardziej podoba... Nadal nie wiem o nim...praktycznie nic.
               Nic.
                 Dotarłam do domu, i od razu skierowałam się na górę. Zamknęłam się w łazience. Znów strumień łez poleciał po moich policzkach. Znów pustka ogarniała moje serce.
               Jednak nie.
                W nim zawsze był, i zawszę będzie Gerard. I mogę się z nim spotkać. Ale do tego prowadzi tylko jedna droga. Droga którą za chwilę pójdę.
                Droga śmierci.
                 Sięgnęłam po żyletkę. Nie chciałam tego dłużej ciągnąć.
- Będę aniołem. Będę z tobą już na zawszę. Będę Cię widzieć. Będę z tobą rozmawiać. Będę z tobą. Gerard.
                    Powoli przeciągnęłam narzędziem po moich żyłach. Po chwili poczułam ból, ale potem znów tą falę gorąca. Poczułam się wolna.
                   Jak jeszcze nigdy nie byłam.
***
- Myślę, jaki to ja byłem głupi że Cię zostawiłem - usłyszałam i w oddali mocnego białego światła, zobaczyłam kogoś. Czarne włosy, czarna kurtka , czarne spodnie. Podeszłam bliżej. Chłopak odtwarzał fragment „filmu“ w powietrzu. Na filmie była jakaś dziewczyna, która siedziała na polanie , i mówiła sama do siebie płacząc i cierpiąc bardzo mocno.
                     Tą dziewczyną byłam ja.
- Teraz...Teraz już mnie nie zostawisz , prawda ? - zapytałam się.
                      Chłopak odwrócił się do mnie. Poznałam te oczy. Poznałam tą twarz. Poznałam go.  Przybliżył się do mnie , i namiętnie pocałował.
- Teraz już nigdy... - szepnął mi do ucha Gerard.
                        Mój Gerard. Na zawsze.

----------------
Zjebałam wam mózgi tym opowiadaniem nie ? D:
Wgl. pisałam ten rozdział zamiast się uczyć O-O
Teraz mi się te zakończenie już nie podoba, bueh.
Dobra, pewnie się nie spodziewaliście śmierci Alex i Gerarda ? xD
Ok ok
DZIĘKUJE
każdemu kto to czytał :)
DZIĘKUJE
za każde komentarze, i każde miłe słowa.
Jeśli będę miała jakiś nowy blog - ogłoszę to.
xoxo
~~Alex from Mars

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

18.

         Przeciągnęłam się mocno, przetarłam oczy, włożyłam kapcie na nogi i zeszłam na dół. Przy stole siedzieli oczywiście oba Leto. Po ich twarzach wywnioskowałam że mają coś poważnego do powiedzenia.
- Co? - zapytałam się ich , obawiałam się że widzieli moje wyjście z domu.
- Alex...Usiądź. - powiedział Shannon. Zrobiłam to co kazał.
- Twoja mama dzwoniła. - oznajmił Jared.
- Świetnie, super, mhm, mogę iść? - nie miałam ochoty rozmawiać o mojej matce.
- Nie.
- Mówiła o tym że , masz zostać tu na święta. - zszokowana siedziałam , i z wielkimi oczami patrzyłam na Jareda. Zostać? Ale chciałam Boże Narodzenie spędzić w swoim domu. Nie tu! Tutaj mi praktycznie nic nie wolno robić!
- Nie zostanę! W życiu! Nie ma nawet takiej mowy! - wstałam i pośpiesznie poszłam na górę. Oczywiście Jared musiał mnie dogonić.
- Alex, ja wiem możesz się buntować, krzyczeć , bić i tupać , ale to nic nie zmieni. Tak kazała twoja mama , no przepraszam bardzo , ale to nie moja wina!
- No dobrze. Zostanę tu , ale nadal jestem zła na Ciebie.
- Niby za co?!
- Ty się jeszcze pytasz?! A kto wymyślił ten cały szlaban? Kto stał się nadopiekuńczy? TY!
- Nie krzycz na mnie mała.
          Zawróciłam się do drzwi wyjściowych. Wychodząc trzasnęłam nimi mocno , a sama udałam się do jakiegoś nieznanego pubu. Powitał mnie tam drażniący zapach alkoholu i papierosów. Nie lubiłam tych używek, ale teraz byłam taka zła i nabuzowana na Jareda i moją matkę, że chętnie się upije i zapale.
***
- Proszę pani? - ktoś mnie szturchnął - może chcesz już jechać do domu? -zapytał się.
- Cuu? Nieee, a dlaczego , a komu to po- potrzebne? - wybełkotałam. Musiałam zamrugać parę razy że mieć ostrość obrazu. Sama nie wiem jakim cudem dostałam alkohol. Chyba się nie połapali, że jeszcze nie mam 18 lat. Choć rocznikowo już tak. - a przeprrraszam , gdzie tu jest toaaleeta?
- Zaprowadzę Cię. - nieznajomy pomógł mi wstać. Wszystko zawirowało. Przyznam się że bycie pod wpływem alkoholu , może doprowadzić do naprawdę dziwnego stanu.
- Nie chce! Nieeee...- odepchnęłam go i udałam się chwiejnym krokiem do drzwi wyjściowych. Przy okazji w nie uderzyłam głową , i je za to przeprosiłam. Przecież drzwi też mają uczucia!
*** ( punkt widzenia Gerarda )
              Przeskakiwałem jakieś programy telewizyjne, z kanału na kanał. Nic w niej nowego. Usłyszałem pukanie do drzwi. Podszedłem i je otworzyłem.
- MISIEK! - kompletnie pijana Alex przytuliła się do mnie - strasznie mięciutki jesteś. Jak moja podusia. GDZIE ONA JEST?! - odeszła ode mnie , i kołysząc się „szukała“ swojej poduszki w całym salonie.
- Jezu, gdzie ty się tak upiłaś? Siadaj . - zaprowadziłem ją do kuchni, i kazałem jej usiąść.  Była nadzwyczaj rozbawiona. Całe oczy miała pomalowane na czarno. W ręce miała torbę, która już była mocno zabrudzona, najprawdopodobniej dlatego , że ciągnęła ją przez całą drogę po ziemi.
- Ja się nie upiłam! Tylko uzupełniłaaam płynyy...- zaśmiała się .
- Lepiej idź spać.
- Pomożesz mi się rozebrać?
- Nie sadzę....- nieśmiało odpowiedziałem. - wstawaj. - podniosłem ją do góry. Zaprowadziłem ją do pokoju gdzie kiedyś spała. Położyłem, i przykryłem Alex kołdrą.
- Słodkich snów - szepnąłem.
- Nawzajem, hihi... - zrobiła ręką gest typu „kociej łapy“ Westchnąłem , i wyszedłem z pokoju.
*** ( punkt widzenia Alex )
- Ja pierdole, moja głowa...- powiedziałam jak tylko wstałam na równe nogi. No, się balowało. Poszłam od razu pod prysznic. Po odświeżeniu, udałam się szybko na dół. W połowie drogi przypomniałam sobie że nie jestem u Leto , tylko u Gee. Pieprzyć to!
- Cześć, ostry kac? - zapytał Gerard.
- Nie pytaj...Zrobiłam coś głupiego?
- Nie..Nic tam takiego...Przez sen coś tam gadałaś i takie tam... - on coś ukrywa!
- Co mówiłam ? - spojrzałam mu w oczu - no co?
- Coś o tym że twoja poduszka jest seksowna, że kawa Ci ucieka z pokoju , i o tym że muszę walnąć Jareda patelnią. - zaśmiałam się .
- To nieźle... Masz wodę? - Gerard podał mi szklankę. - Dzięki.
- Już się boje, jak zareagują Leto, bo zniknęłaś na noc.
- Też się boje. Szlaban do końca życia. Wiesz że mam tu zostać na święta ?!
- To fajnie! Spędzimy ze sobą więcej czasu!
- Nie sadzę...- spuściłam wzrok . - przecież nie możemy się spotykać...Jared nam zabrania. - rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwieraj! - usłyszałam głos..Jay’a.
- Szybko! Idź się schować...W szafie! - spojrzałam na Gerarda dziwnym wzrokiem - no idź! - popchnął mnie. Weszłam do niej, i skuliłam się w jej kącie.
- Gdzie ona jest ?! - przez szparkę w drzwiach widziałam jak rozgniewany Jared wkracza do pokoju, i „odrzuca“ Gee.
- Kto? - zdezorientowany się zapytał. Jared mocno szarpnął go za ramie. Za każdym razem jak widziałam, jak bije Gerarda , sama odczuwałam ból.
- Alex ! Kto inny ?! No gdzie ?! - uderzył go w twarz. - Dupku  , co jej zrobiłeś ?! - po raz kolejny go uderzył. Tym razem w brzuch. Zwinął się z bólu.
- JARED PRZESTAŃ! - wypadłam z szafy , i z płaczem upadłam na podłogę. Leto podbiegł do mnie, i przytulił . Odepchnęłam go. - Spierdalaj! Nie chcę twojej pomocy! Nic mi nie jest! On mi nic złego nie zrobił! - podeszłam do Gerarda. - Gee...Wszystko OK? - zapytałam szeptem.
- Tak...Wszystko okej... - uśmiechnął się słabo.
               Jared przyglądał się nam dość długo. Widziałam w jego oczach wyrzuty sumienia. Na sto procent je miał. Mnie teraz przepełniała wściekłość i złość. Wizja spędzenia z nim paru następnych miesięcy i świąt , mnie dobijała.
- Alex musimy wracać. -powiedział  to ze spuszczonym wzrokiem .
- Ale przecież Gerard...
- Poradzę sobie. - szepnął Gee - idź.
                 Jared położył rękę na moim ramieniu, ale natychmiastowo ją zrzuciłam. Wkurzył mnie na tyle, że nie chciałam się z nim znać. Kryzys wieku średniego ma ? Córka chyba mu potrzebna, żeby ją szlabanami karać.
***
- Alex...- zaraz po wejściu do domu , Jared zaczął do mnie gadać. Tym razem nie uciekłam , bo chciałam go posłuchać. - Eh..Wiem  że to wszystko tak głupio wyszło... Przepraszam , ja nie wiedziałem ...
- Czego nie wiedziałeś? Tego że mam dość Ciebie i twoich „genialnych“ pomysłów? Twojej nadopiekuńczości ? Twojej nie świadomości o tym że ze mną nic złego już nie jest? Czemu ty w ogóle nie pozwalałeś mi się spotykać z Gerardem ? I jeszcze go teraz niesprawiedliwie osądziłeś...
- Nie pozwałem bo bałem się że on Ci coś zrobi. Po tym wszystkim podczas wakacji , cały czas się o Ciebie bałem.
- Za bardzo się bałeś. Chcę trochę wolności. A ogólnie...To weź zaproś Gee i Mikey’a na święta. Tylko masz przeprosić Gerarda! Rozumiesz ?!
- Tak tak , rozumiem...Mała. - poczochrał mnie , a ja się zaśmiałam.
- Nie jestem MAŁA!
- Jesteś , jesteś... Gdzie Shannon ?
- Sama nie wiem... Shannon? Gdzie ty ? - cisza. - Shann ?
- Tu jestem!
             Podeszliśmy do niego. Siedział cały zamoczony , naprawiając coś przy zlewie.
- Shannon, wiesz chyba będzie lepiej jak zadzwonimy po hydraulika.
- NIE! Ja to naprawię! Zobaczycie! Będzie wszystko działać jak ulał ! - upierał się.
- Jak se chcesz... - westchnęłam . - ale jak dom będzie cały zalany wodą , to ty to wszystko będziesz mył.
- Dom zalany wodą , wszystko będziesz mył , bla bla bla - zaczął mnie przedrzeźniać , i wymachiwać kluczem . No i wszystko wyszło mu spod kontroli , bo po chwili woda mocno wytrysnęła  , i to na spodnie Jareda , w dość ... zboczonym miejscu.
- Shannon... Cholera jasna! Alex , przynieś mi Blackberry, bo nasz hydraulik sobie nie poradził , i trzeba prawdziwego wezwać!
- Czy ty...pozwalasz mi dotknąć swojego telefonu? Przecież to niemożliwe!!!
- UGH! Nie daje już z wami rady ! - i sam udał się po swoje cudeńko.
***
Dzień dobry.
Ważna rzecz : Następny rozdział będzie ostatnim :>
A teraz podziękowania :3
Dziękuje , KAŻDEMU , kto to czyta, pisze komentarze itp. itd. Naprawdę się cieszę , że komuś się to podoba :)
A! Wiecie jaki dzień dziś jest prawda ? 35 lat temu , urodził się wspaniały i utalentowany człowiek. Wszystkiego najlepszego Gee ! :)
A! I Wesołych świąt! :D

sobota, 17 marca 2012

17

-Czy my przed chwilą...-oszołomiona całym wydarzeniem, próbowałam złapać oddech.
-Tak...Chyba tak...- powiedział Gerard.
            Pocałowaliśmy się. POCAŁOWALIŚMY. Serce biło mocno. Mocniej niż kiedykolwiek. Ręce zaczęły mi się pocić.
-I to wszystko przez...ciastka? - zapytałam.
-Umm...Tak..? - spojrzałam mu w oczy, i lekko się zaśmiałam.
-O Boże...Haha...Niemożliwe. Wprost nie możliwe...-potrząsałam głową. - I co teraz?
-No właśnie... Nie wiem...Heh...-w tym momencie zadzwonił telefon. Oczywiście mój.
-Tak?
-GDZIE TY DO CHOLERY JASNEJ JESTEŚ?! DO DOMU! JUŻ!!!
- odsunęłam słuchawkę od ucha, by nie słyszeć krzyków Jareda. Spojrzałam tylko na Gerarda i wywróciłam oczami, na co się zaśmiał, ale ja tylko zasłoniłam mu ręką usta, bo w każdej chwili Jay mógł to usłyszeć.
-Już idę ...- westchnęłam i się rozłączyłam. - Muszę uciekać.- wstałam i podeszłam do drzwi.
-Pa.- powiedział , odpowiedziałam tym samym. Kiedy już tylko nacisnęłam klamkę, szybko się odwróciłam i pocałowałam czarnowłosego w policzek. Uśmiechnął się.
              Przed jego domem, zaczęłam sobie podskakiwać ze szczęścia. Nie wierzę w to co się dzieje. Gerard przecież dla mnie zbytnio dużo nie znaczył. Był dla mnie przyjacielem. Dobrym przyjacielem. Bardzo dobrym przyjacielem. Może trochę za bardzo....
***
-Jestem! - krzyknęłam kiedy zdejmowałam buty już w domu.
-Nareszcie! Gdzie ty byłaś?! Mogło Ci się coś stać ?! Dlacz...- zaczął Jared.
-Zamknij się.-uciszyłam go gestem ręki i udałam się do pokoju.
              Włączyłam MP3 i rozłożyłam się na wielkim łożu, ale tuż po chwili zachciało mi się pić. Poczłapałam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki. Shannon siedział na kanapie , oglądając jakieś denne programy telewizyjne. Jared gdzieś uciekł.
-Shannon? Która godzina? - zapytałam się go.
-16.- odpowiedział.
-Dzięki.
***
              I znów siedziałam sobie w pokoju, nudząc się jak ..jak... no nie wiem. Postanowiłam zadzwonić do Leny.
-Halo? - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki
-Lena! Dobrze Cię słyszeć!
-Ola? O Boże, tęsknie! Co tam u Ciebie? Żadnych kłopotów z ...
-Nie musisz już bać się rozmawiać ze mną o Gee. Jest dobrze. Z nim oczywiście. No i ze mną. To znaczy, no wiesz, między nami jest już OK. Nawet coś więcej..chyba...
-O MATKO!!! JESTEŚCIE RAZEM?!
-Hej , hej , zagalopowałaś się trochę.. - prychnęłam śmiechem. - pocałowaliśmy się. Nie wiem, czy coś z tego będzie, może...
-Aww...A jak tam z Leto? - westchnęłam słysząc te słowa.
-Jared stał się cholernie nad opiekuńczy, nie pozwala mi się spotykać z Gee, i ogólnie jest...głupi. Shannon jak zawsze fajny,szalony i śmieszny.
-Słuchaj muszę kończyć. Trzymaj się tam. I Jaredem się nie przejmuj.
-Nie będę się przejmować. Okej , to pa! - rozłączyłam się.
*puk puk*
-Z kim rozmawiałaś. - Jay. Kiedyś to go chyba uduszę.
-A co Cię to obchodzi?
-A jak myślisz? Jesteś u nas, pod opieką. Musimy o Ciebie dbać i uważać żeby tobie nic się nie stało.
-No dobrze, ale to nie znaczy żebyś wiedział wszystko. Chcę choć trochę prywatności! - podniosłam głos.
-Zmień swój ton mała. - o nie Leto. Tak się bawić nie będziemy.
-Bo co mi zrobisz? Uderzysz? Śmiało! Zniszczysz mi bardziej życie? Proszę, dawaj! Zepsujesz mi to, co właśnie odbudowuje? Zrób to! Możesz mnie zniszczyć, ale ja się nie poddam.
-Wiesz czemu to „wszystko“ robię? Bo chcę Cię ochronić. Rozumiesz? Dbam o Ciebie. Boję się że tobie coś się stanie. Przecież w Los Angeles to całe wydarzenie, od którego chciałaś się zabić , się wydarzyło!
-Jeśli ta pomoc ma tak wyglądać, to dzięki, nie skorzystam. - rzekłam sucho.
-Dlaczego kiedy chcę zrobić coś dobrze, to zawsze jest nie tak jak ma być?!
-Bo zapewne robisz to źle. Leto. -wyszłam z „mojego“ pokoju.
 ***
-Cześć - przytuliłam się do Gerarda. Znów uciekłam z domu, pod wymówką, tym razem że „ poszłam do miasta na zakupy“, do Gee. Niemożliwe, że zaczynam za nim tak mocno tęsknić po jakimś jednym dniu. Zamieszał mi w głowię jak nikt inny.
-Hej, znów zwiałaś?
-Tak... A co innego bym miała tam do roboty?
-No na przykład... byś pogadała sobie z Jaredem, Shannonem...
-Proszę Cię. - prychnęłam śmiechem.
-Chodź na dół! - powiedział,  a ja posłusznie za nim ruszyłam.
             Myślałam że mnie do jakiejś piwnicy zaciągnie, a tu ukazało się mini studio. Podał mi elektryczną gitarę, podstawił mikrofon pod mój nos, a sam wziął drugi.
-He? Co mam grać? Waszą piosenkę? - pokiwał głową.
             Zagrałam „ Fuck The Whole Wide World“ ,i razem zaczęliśmy śpiewać.
-Come on, come on and fuck this whole wide world! - wykrzyczeliśmy. Świetnie się przy tym bawiłam.
             Zagrałam jeszcze parę piosenek MCR, aż w końcu , ze zmęczenia, opadliśmy na podłogę, a ja jeszcze parodiowałam Franka, i zaczęłam się tarzać z gitarą, na co Gerard wybuchnął nie pohamowanym śmiechem.
-Masz może wodę? - zapytałam.
-Mam , ale jest na górze. Chodź. - pomógł mi wstać.
              Usiedliśmy na kanapie, a Gee włączył wieżę , w której leciało akurat „ Green Day - Time of Your Life“. Lekko oparłam się o Gerarda, położyłam się na kanapie, i po chwili moja głowa była na jego kolanach. Głaskał powoli moje włosy. Zachciało mi się spać.
-I hope you had the time of your life. - podśpiewywał pod nosem Gee.
              Nie zobaczyłam nawet kiedy, ale zasnęłam . Kiedy otworzyłam oczy, byłam przykryta kocem, a Gerard siedział w fotelu.
-Która godzina? - zapytałam zachrypniętym głosem.Chyba śpiewanie na dobre mi nie wyjdzie.
-18 - zerwałam się na równe nogi.
-Muszę już wracać. Inaczej znów będzie mnie czekać gadka Jareda.
-Do zobaczenia , mam nadzieje jutro. - uśmiechnął się.
-Pa! - pomachałam mu ręką na pożegnanie i udałam się do domu.
No to czeka Cię opieprz Olka - powiedziałam sobie w myślach.
***
-O kurwa. - powiedziałam cicho i stanęłam z szeroko otwartymi oczami. - Cześć...Mikey?
-Cześć! - uśmiechnął się. Spojrzałam dziwnym wzrokiem na obu Leto.
-Mikey przyszedł nas odwiedzić, mówi że wpadł tylko na chwilę. - oznajmił Shannon .Zachowałam pokerowy wyraz twarzy, ale w duchu odetchnęłam z ulgą. Myślałam że wie o tym, że spotykam się z Gerardem.
-Ahaa, to ja pójdę na górę...-powiedziałam.
-Nie, nie ty młoda panno zostajesz tu. - rozkazał Jared. Mam go walnąć w ten pusty łeb?!
-Taak, to ja już pójdę, dzięki chłopaki! - pomachał nam Mikey, a ja tylko założyłam ręce i spuściłam głowę w dół. Jak on mógł mnie tu zostawić?! Niech mnie weźmie ze sobą! No i wyszedł.
-Ostatnio zauważyłem, że zaczynasz się robić nieznośna, nie potrafisz się kulturalnie zachować, a przede wszystkim wychodzisz sobie kiedy chcesz i gdzie chcesz, a my o tym najczęściej nie wiemy. Dlatego masz szlaban na tydzień na wychodzenie z domu - patrzyłam na młodszego Leto, jak na worek do treningu boksu.
-Że co?! Nie wytrzymam tyle bez wyjścia na dwór! - choć tak na prawdę to nie wytrzymam tyle bez zobaczenia Gerarda.
-Wytrzymasz. Nie ma innej opcji, więc masz szlaban ,dziękuje za uwagę. - i poszedł na górę.
-Shannon, zrób coś!!! -popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, on tylko wzruszył ramionami.
-Nic nie mogę zrobić, przepraszam, jak się Jared na coś uprze, to już koniec. Ale zobaczysz nie będziemy się nudzić!
-Fajne pocieszenie. Taa jasne, będziemy się bawić w najlepsze.. - westchnęłam i poszłam na górę.
***
             Blask księżyca, który padał przez okno, świecił na moje blade ciało. Jeszcze mocnej przytuliłam się do poduszki. I co ja mam niby zrobić? Tym razem przewróciłam się na plecy i wpatrywałam w sufit. Jak może powstać nasz związek z Gerardem , skoro nie mogę się z nim widywać? Chyba że my w ogóle nie jesteśmy razem. Jak mogę się o tym niby przekonać? Przecież jeden pocałunek nic nie znaczy. Jest trzecia w nocy, a ja nie mogę spać. Miłość jest do bani. Choć, może i nie.
            Nagle mój telefon za wibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Spodziewałam się kogoś z Polski, a tu dzwonił Gerard.
-Halo? - powiedziałam szeptem.
-Nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć.
-A może...może wyjdziesz na spacer?
-Bardzo chętnie, tylko... mam szlaban.
-Szlaban?
-Na wychodzenie na dwór. No rozumiesz, pieprzone zasady Jareda.
-Ale przecież on śpi prawda? - faktycznie...
-Okej, może mi się uda wyjść. Gdzie jesteś?
-Przed domem, w którym się teraz znajdujesz...- prychnęłam lekko śmiechem.
-Czekaj na mnie. - rozłączyłam się.
 ***
                       Pieprzone schody , czy one muszą tak skrzypieć?! Jeśli Leto nie stać na porządne schodki to mnie ma być stać?! Okej. Teraz drzwi. Przekręciłam kluczyk, i sukces! Znalazłam się za zewnątrz!
-Mam jakąś godzinę - dwie. - oznajmiłam dla Gee, który już tam stał.
-Sądzę że wystarczy. - uśmiechnął się.
-Na co wystarczy?
-Zobaczysz. - złapał moją rękę, i udaliśmy się gdzieś przed siebie.
***
-To tu? - zapytałam. Byliśmy na plaży.Słychać było tylko szum fal,  a staliśmy tam tylko my. - Pięknie - uśmiechnęłam się lekko.
-Poczekaj jeszcze chwilę, wtedy będzie pięknie. -wskazał na piasek ,abyśmy na nim usiedli. Ja rozłożyłam swoją bluzę na ziemi, bo oczywiście dla mnie za zimno. Och, jaka ja inteligentna teraz będzie mi podwójnie zimno. No trudno.
-Gerard...Czy my...
-Shhh...-Gee postawił palec na moich ustach - Nie jesteś dla mnie już zwykłą przyjaciółką. - spojrzał mi prosto w oczy - jesteś kimś więcej. - złożył lekki pocałunek na moich wargach. Lekko zaskoczona miałam ochotę się oderwać , ale coś mnie jednak zatrzymało. - Kocham Cię Alex. - chciałam już coś odpowiedzieć, ale zostałam z otwartą buzią. Z dwóch powodów. Powiedział do mnie „kocham“ , a drugi to dlatego że słońce zaczęło wschodzić. A widok był naprawdę niesamowity.
           Oboje wpatrywaliśmy się jak niebo się robi coraz bardziej jasne. Wiatr lekko rozwiewał nam włosy. A w mojej głowie powstał istny mętlik
***
-Jak to niby możliwe że mnie kochasz? Przecież tamten pocałunek był spowodowany tymi...ciastkami...
-Haha...Wiesz, sam nie wiem czemu. To się czuję ...tak jakoś...
-Fajne wytłumaczenie.
-Ej! - szturchnął mnie lekko.
-No co! - zaśmiałam się.
-Nie nic...Wracasz?
-Tak sądzę.- zerwałam się na równe nogi. Zabrałam bluzę , otrzepałam ją z piachu, i założyłam  na siebie.
***
-Pa Gerard.- pożegnałam się z Way’em.-I...przemyśl to wszystko. No wiesz...- pokiwał głową.
-Dobrze, cześć! - pomachał.
          Do domu weszłam tak jak wyszłam ,czyli  Alex w ciele ninja. Szybko zasnęłam. Najwyraźniej te wszystkie wydarzenia, i zmęczenie tak na mnie wpłynęły.
-------------------------
NAJNUDNIEJSZY ROZDZIAŁ W HISTORII ROZDZIAŁÓW.
Dziękuje za uwagę.

czwartek, 8 marca 2012

16.

-Cześć - powiedział słabym głosem.
 -No cześć, po co przyszedłeś? - wzięłam miskę do ręki i odłożyłam do zmywarki. W międzyczasie Gerard usiadł przy stole.
-Wiesz,chyba trzeba porozmawiać.-odparł i spojrzał mi w oczy. Wzdrygnęłam się. Tak, porozmawiać, ale jak? Ma mnie zamiar przeprosić? A może to ja powinnam...
-A może chcesz herbaty? - nie odpowiedział. - kawy? - ochoczo pokiwał głową. Uśmiechnęłam się na ten widok. Uwielbiał kawę. Pomyślałam , że i sama sobie ją zrobię. Z gotowym napojem, przysiadłam się do stołu. Przez parę minut było tylko słychać mieszanie łyżeczkami kawy. Czułam jego wzrok na sobie, kiedy tylko nasze spojrzenia się krzyżowały, odwracałam wzrok w inną stronę. Serce biło mi mocniej niż kiedykolwiek. Sama nie wiem czemu.
-Chciałem przeprosić - już otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on zwinnym ruchem ręki, wskazał bym mu nie przerywała. - na prawdę , bardzo mocno żałuje tego co się stało, obiecuje że już tego nie zrobię - złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w moje zgubione oczy - chcę by wszystko było od nowa , chcę to wszystko naprawić.- patrzyłam  na niego z lekko otwartą buzią. On mówi prawdę. Widzę to w jego oczach. Jego spojrzenie nie może kłamać, prawda? - Wybaczysz?
-Gerard...Tak.-uśmiechnęłam się lekko, a on zrobił to samo. Piękne uczucie, kiedy w końcu coś powoli zaczyna się układać. Mimo że to dopiero początek odbudowania naszej przyjaźni, gojenia ran przeszłości, jest pięknie. Zobaczyć jego szczery uśmiech, poczuć to że i on teraz odczuwa ulgę. I się cieszy, tak jak ja.
***
              Mijały godziny, a my nadal rozmawialiśmy. Śmieliśmy się,opowiadaliśmy jakieś chore historyjki z naszego życia, wypiliśmy jeszcze po jednej kawie. Niemożliwe, że jeszcze nie dawno chciałam go nie znać, nie widzieć, nie rozmawiać,a teraz? Teraz jest o wiele lepiej. O wiele lepszy humor, lepsze nastawienie do życia.
-Za ile wracają Leto? - zapytał ni stąd ni z zowąd Gee. Spojrzałam na zegarek, wskazywało na to że za jakieś 10 minut wrócą.
-Niedługo, właściwie to prawie zaraz.- odparłam. Gerard tylko szybko wstał, zabrał kurtkę, i wręcz wybiegł z domu, pośpiesznie mówiąc " cześć ". Poszłam za nim.
-Czemu już idziesz?- dogoniłam go na bosaka.Zatrzymał się i tylko westchnął.
-Alex, tylko mu tego nie mów że o tym wiesz, dobrze? - nie wiedziałam o kogo chodzi, ale pokiwałam głową.- Jared zabrania mi się z tobą widywać.
-CO?!- krzyknęłam. - Jak ... Jak on może.. Dlaczego?
-Uważa że tak będzie lepiej, a jak nas złapie razem , to na pewno ani dla Ciebie, ani dla mnie dobrze się to nie skończy.Ja już będę szedł, jak coś ty nic nie wiesz. Idę, pa. - lekko przejechał palcami po mojej dłoni, i truchtem pobiegł w stronę swojego domu.
***
              Nie byłam smutna. Byłam zła. Cholernie zła. Pieprzony Jared. To ma mi pomóc? Uciekłam do domu, wchodząc trzasnęłam drzwiami.
- I co Alex?-zapytałam moje odbicie w lustrze.-zapeszyłaś, już nie masz takiego dobrego humoru. Przez jednego dupka, który uważa się za najlepszego, i najbardziej pomysłowego człowieka na świecie.          
              Usłyszałam otwieranie drzwi.  I dopiero w ostatniej chwili zorientowałam się że w kuchni są zostawione dwie filiżanki po kawie. Szybko wrzuciłam je do zmywarki.
-Hej Alex! Kupiliśmy duużoo jedzenia! - powiedział zafascynowany Shannon. Uśmiechnęłam się, a przenosząc wzrok na Jareda, spiorunowałam go tylko spojrzeniem. Doigrasz się Leto, zobaczysz , będzie wojna!
-Pomóc w rozpakowaniu? - spytałam jak gdyby nigdy nic, i wzięłam siatki na stół. Hm. Mleko sojowe, czipsy, czipsy, czipsy , czipsy....- Shann? Ty tu chyba wybierałeś najwięcej rzeczy.- stwierdziłam ze śmiechem.
-Tak, tak , ja, ale zostaw to, poradzimy sobie. - odsunął mnie od reklamówek.
-To ja pójdę już na górę... - i tak zrobiłam.
***
          Nudziło mi się tak jak nigdy, chętnie bym z nim sobie pogadała z Gee ale nie! Pan Jared Leto musi tu rządzić. Niedługo wszystko będzie pod jego nadzorem. Bo tak będzie lepiej. Pf. Na pewno, już w to wierze. Weszłam na TT. Spam, spam , spaaam, o . Pan kotleto coś napisał. Ooo. Bleh. Jakieś nudy.
-Co robić? Co rooobić?  Co mam tutaj rooobić? - zaczęłam sobie podśpiewywać jakiś nieznany mi rytm w języku polskim. - WIEM!
***
       Godzina 15:00. Zeszłam na dół i ubrałam się do wyjścia. Ostatnio było chłodno, więc założyłam kurtkę.
-Gdzie idziesz? - od razu musiał wyskoczyć pan klozeto. To znaczy Leto. Jared. -Hm?
-Na spacer.
-Znów? - zapytał bardzo zaciekawiony.
-Tak znów, co Cię to tak obchodzi? - posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Nie nic... Idź jak chcesz. - odpowiedział, lekko zszokowany. Uśmiechnęłam się tajemniczo pod nosem.
***
            Kierunek : dom Gee. Dobra, dobra, gdzie on był? W prawo? Niee... W lewo! Tak , tak w lewo! O Boże, jaka ty jesteś zagubiona Alex.
             Na widok ładnego i znajomego mi już domu, ucieszyłam się w duchu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Ktoś pośpiesznie zszedł po schodach i otworzył mi. Gerard, gdy tylko mnie zobaczył, popatrzył ze strachem, że Jay mógłby nas przyłapać , ale ja mu zapewniłam że go tu nie ma.
-Leto tutaj nie ma więc jesteśmy bezpieczni, można?- wskazałam na pomieszczenie za Gee.
-Jasne! Wchodź. - weszłam , a on zamkną za mną drzwi. - Czemu przyszłaś?
-Nuda w domu, i praktyczne nic nie robienie, cieszę się że tu mogłam przyjść, bo przecież szanowny pan Jared, już się pytał gdzie idę, ale udało się, po powiedziałam mu że idę na spacer. - opadłam na kanapę.
            W jego domu za dużo się nie zmieniło. Przemalowana została jedynie kuchnia, a reszta pozostawiona w takim samym ustroju jaki widziałam wcześniej. Usiadł obok mnie, spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle zaczęliśmy się śmiać. Sami nawet nie wiedzieliśmy z czego. Doszło do tego że ja wylądowałam na podłodze, ale po chwili się 'ogarnęliśmy' i znów było spokojnie.
-Cieszę się, że znów jest tak jak dawniej - powiedział Gee.
-No oprócz tego że mamy - pokazałam palcami cudzysłów - zakaz spotykania się ze sobą . - prychnęliśmy śmiechem.
-Wiesz że trzeba nadrobić te zaległe dni kiedy się nie widzieliśmy?
-Wiem - uśmiechnęłam się - masz może ciastka?
-Ciastka?
-Tak ciastka.
-A po co Ci one?
-Żeby je zjeść to chyba logiczne, no nie? - poczochrałam jego czarne włosy.
-Mam, poczekaj przyniosę.
               I przyniósł. Postawił je między nami. Usiedliśmy po turecku na dywanie, mimo że wyglądało to tak jakbyśmy modlili się do kubka z ciastkami, przyjemnie się nam gadało.
               Nastał moment, w którym nasz dłonie sięgnęły tego samego smakołyka a spojrzenia skrzyżowały się. Nastało coś, czego wcześniej nie mogłam sobie w ogóle wyobrazić...
----
Lof stori spowodowane ciastkami?
Zawsze spoko ._.
Przepraszam że taki krótki, i za błędy też przepraszam, sprawdzane na szybko, bo muszę się jeszcze nauczyć na sprawdzian :C

piątek, 24 lutego 2012

15.

-Alex! Śniadanie! - usłyszałam wołanie Shannona z dołu. Nie chciało mi się wstawać. Ostatnie zdarzenia wpłynęły na mnie tak ,że nie chciałam zobaczyć twarzy Jareda, który już tam pewnie siedział. Westchnęłam tylko, i zwlekłam się z łóżka. Przebrałam się i zeszłam do kuchni.
-Dzień dobry. Jak się spało? - zapytał mnie starszy Leto z uśmiechem na twarzy. Popatrzyłam na niego dziwnie.
-A ty co? Pijany? - Starałam się już nie wzdrygać w sprawach alkoholu. To że tamto zdarzenie z Gerardem i Jaredem, tak na mnie wpłynęło ... Może nie powinnam robić z tego takiego wielkiego ..halo?
-No nie...-odpowiedział zmieszany.
-Bry! - usłyszałam z góry. Jay. Niech spieprza najdalej ode mnie, bo coś czuję , że dziś w humorze nie będę! - Ouu... - przypomniało się coś ? Uh, muszę się opanować , bo chyba nie chcę go pobić? A może jednak...
-Shann, błagam , dawaj to jedzenie, bo mi się nie chce tu siedzieć.-mruknęłam.
                      Śniadanie jedliśmy w milczeniu. A o czym mieliśmy rozmawiać? Po posiłku udałam się na górę, dodałam coś na TT z telefonu. Do wieczora jeszcze parę godzin. Włączyłam laptopa, ale po chwili go wyłączyłam. Rzuciłam się na łóżko. Znów miałam natłok myśli. Czy na prawdę ,  mam się przejmować tym wszystkim? Tym zdarzeniem z Gerardem? Nadal się go obawiam. Chcę zapomnieć?
                       Nawet nie zauważyłam jak zasnęłam.Obudziło mnie stukanie do drzwi. Jared.
-Nie przeszkadzam? - zapytał nie pewnie. Wywróciłam oczami. - Chyba nie. - zapalił światło.
-Boże, weź to zgaś! - krzyknęłam.
-Jestem Bogiem? - Już sobie wyobraziłam, co w tej chwili myślał: "Jestem taki dumny, nazywają mnie Bogiem. Bóg Leto! Pięknie to brzmi!"
-Nie Jared, jesteś dupkiem.
                  Przez chwilę zapanowała cisza.
-Pobudka! - zrzucił mnie z łóżka.Próbuje rozluźnić atmosferę? Coś mu nie wychodzi.
-O co Ci chodzi? Myślisz że zapomniałam?-odwróciłam się do niego. Stał, zdezorientowany po środku pokoju. Po chwili spuścił wzrok.-Najwyraźniej już sobie przypomniałeś.- wstałam , minęłam go i zeszłam do kuchni.
-Alex, ja przepraszam. To nie tak miało wyjść. Wiesz byłem pijany...
-Dobra , dobra nie chce tego słyszeć. - schodziłam po schodach a on szedł za mną.
-Alex,no!Błagam, bo będę miał wyrzuty sumienia.-zaczął.
-Nie,Jay.Ja rozumiem było, minęło, ale to nie znaczy że już będę wesoła, i Ci tak szybko nie wybaczę.
-Geez...Dlaczego wy wszystkie jesteście takie uparte?! Przecież to był zwykły incydent, nie musisz się tak unosić, jakbym ci matkę zabił. Alex, wariujesz, jesteś dziwna. - młodszy Leto i taki tekst? O nie. Zamiast się rozbeczeć i rozpaczać " Och tak Jared, taka prawda." dałam mu z liścia. Łał, to ja potrafię bić? Po chwili , się zbliżyłam do jego ucha, i wyszeptałam.
-Die, die my darling. - zacytowałam wers piosenki Metallici.
                    Gdy byłam na ostatnim schodku, odwróciłam się do niego, i pokazałam mu środkowy palec. Wzięłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz. W połowie "spaceru" przysiadłam na ławce. Zorientowałam się że to nie moja kurtka , tylko Shannona. Sięgnęłam do kieszeni, i wyczułam papierosy i zapalniczkę. A on przypadkiem nie rzucił? Wzięłam fajkę, i zapaliłam. To był chyba mój trzeci papieros w tym życiu. Trudno, niszcz się Olka, bo i tak nikt Cię nie potrzebuje.
                     Panowała kompletna cisza. Moje włosy lekko powiewały na wietrze , a papieros leżał gdzieś zgnieciony w trawie. Minęła godzina, dwie. Nie chciałam wracać, jednak już się uspokoiłam. Taki spacer, całkowicie mi polepszył nastrój. Ktoś się do mnie przysiadł.
-Alex, wzięłaś nie swoją kurtkę. - usłyszałam głos Shannona.
-Tak, nie zauważyłam, wiesz, emocje.-lekko się uśmiechnęłam.
-Mogłaś dać znak, gdzie jesteś.
-Nie chciałam.
-Czemu?
-Bo , wiesz , takie wyjście mi pomogło. Przede wszystkim się uspokoiłam.-odpowiedziałam.
-Aha...Słuchaj, Jared chciał przeprosić.Chodzi teraz w kółko po domu, i gada sam do siebie jaki to on jest głupi...
-Zrozum Shannon, nie chcę sobie psuć humoru. Może mu wybaczę, może nie, ale na prawdę, nie chce o tym rozmawiać.-mruknęłam.-a ty sobie idź, chyba nie będziesz chciał tu siedzieć jeszcze jakąś godzinę.-I poszedł.
                     Tak jak planowałam, po godzinie zebrałam się do domu. Gdy szłam, powolnym tempem, ktoś z pobliskiej uliczki, wszedł na ten sam chodnik co ja. I szedł przed siebie - tak jak ja. Minęło pięć minut, a zorientowałam się kto to jest. Chwila może to tylko koszmar?
                    Przede mną szedł powolnym krokiem Gerard. Gerard Way. Gerard Arthur Way. Co zrobić , co zrobić ? Wiem. Wyminę go. Tak jakbym go nie znała. Ale znam go ! Poznałam jego kurtkę, jego czarne włosy w nieładzie, jego buty, jego spodnie, JEGO. Po prostu go znam. A nie chce.(?)
                    Trzy, dwa , jeden , idę. Wstrzymałam oddech gdy tylko byłam obok niego. Okropne uczucie. Jestem już przed nim, nareszcie. Najgorzej że mógł mnie rozpoznać po moich czerwonych końcówkach. Ale nie ja to nie ja, ja jestem Shannon , zobaczcie że to moja kurtka, a tylko zapuściłem i przefarbowałem włosy!
-Alex...-ledwo usłyszałam szept Gerarda. Dziwne ale...trochę się cieszyłam że słyszę jego głos.Przyśpieszyłam kroku. -Alex.-poczułam oddech na karku.
-Gerard, błagam pozwól mi iść.-znów ruszyłam przed siebie. Jeszcze tylko mi dziś Gerarda brakowało. Złapał mnie za rękę.
-Alex...Czemu ty chcesz uciec? Czemu tu jesteś? -spuściłam wzrok. - odpowiedz mi.
-Gee, ja nie chcę o tym mówić, proszę , zostaw mnie. - spojrzałam mu w oczy . Dopiero teraz dostrzegłam jego twarz. Zmęczona, nie wyspana, patrzył na mnie wzrokiem który chciał przeprosić, chciał by wszystko było od nowa, tak jak ja.
-Dlaczego...ty nie chcesz mnie znać, nie chcesz ze mną rozmawiać?-zadawał pytania jak małe dziecko.Skąd on je wytrzasnął? Poczułam jak jego ręka puszcza moją. Poszłam przed siebie, ale wiedziałam że on tam stał. Zawróciłam się do niego.
-Posłuchaj mnie raz a porządnie. To co się wydarzyło w ostatnie dni wakacji, załamało mnie, straciłam zaufanie. Do ciebie i także bałam się zaufać innym. To nie jest tak że chcę Cię wymazać z pamięci raz na zawsze. Bo wspomnień się nie da usnąć. Ale wszystko co mi się kojarzy z tobą, sprawia mi psychiczny ból. I mimo że sądzę że czasami przesadzam, nadal się Ciebie boje. Tak Gerard boję się. Przedtem byłeś dla mnie jak brat, a teraz jesteś kimś...kimś kogo za razem chcę i nie chcę znać - sama nie wierzyłam w co mówię. Przecież tak na prawdę to chciałam cofnąć czas, i nadal się z nim kolegować. Łzy spływały mi po policzkach.-tylko proszę Cię, pozwól mi sobie to wszystko ułożyć. Nie powiem Ci teraz co się dzieje , czemu tu jestem. Nie wypłaczę Ci się w rękaw bo wiem że to nie ma sensu. Powinnam się nie poddawać, i żyć dalej, tak jakby się nic nie stało. Okłamywać innych że wszystko jest okej , a tak na prawdę NIE JEST!-nie wiem co się ze mną działo.-rozumiesz? NIC NIE JEST OKEJ. Wszystko runęło! Całe moje życie wywróciło się do góry nogami! - patrzył na mnie z szokiem w oczach. - i proszę. Nic sobie nie zrób , z mojego powodu , błagam.- podeszłam do niego, pocałowałam go w jego rozczochrane włosy, i zawróciłam się do domu. Znów czułam się jak w transie.
                Przed chwilą, rozmawiałam z kimś, o kim tak "bardzo chciałam zapomnieć", ba! Nawet go pocałowałam. Do domu wparowałam z hukiem. Weszłam do pokoju, ignorując obydwu Leto,i zasnęłam w ubraniach.
                 Następnego ranka, znów obudził mnie Shannon. Tym razem pukał do drzwi.
-Tak? - mruknęłam.
-Alex. Ja z Jaredem musimy pojechać do miasta, więc zostajesz sama w domu. Wrócimy za jakieś 3-4 godziny.
                Zwlekłam się z łóżka , pomachałam do Shanna  a nawet i do Jareda na pożegnanie. Wyjęłam miskę , nalałam mleka, dosypałam płatki, i zaczęłam jeść moje  śniadanie. Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Otwarte! - krzyknęłam.
                 Usłyszałam jak ktoś zamyka drzwi, po czym wyciera buty, i je zdejmuje. Po chwili w kuchni stał , już wcześniej spotkany, Gerard, a ja zastygłam z łyżką w ręku.
------------
Przepraszam że rozdział taki do dupy :C

środa, 15 lutego 2012

14

     Byłam jak w transie. Usiadłam na ławce, i schowałam twarz w dłonie. Los Angeles? Dlaczego muszę tam znów jechać? Przecież rok szkolny nadal trwa... Poczułam rękę na moich plecach, która po chwili przycisnęła mnie w u sileniu przytulenia. Poczułam przeszywający ból, najprawdopodobniej od tego całego zamieszania z wczoraj.  Wstałam, nie patrząc na Jareda.
-Tylko się pożegnam.-powiedziałam cicho.
               Podeszłam do Leny. Dałam jej mocnego przytulasa. Starałam się mrugać szybko, by łzy nie poleciały z moich oczu.
-Wracam...-szepnęłam gdy się puściłyśmy.
-Do LA?-spytała zszokowana. Pokiwałam głową.
-Pa...mam nadzieję że będziemy w kontakcie...-machałam ręką schodząc w dół za Jaredem.
                Gdy tylko znaleźliśmy się na placu szkolnym, zobaczyłam jakiś bardzo dobry samochód. Zapakowany moimi rzeczami.
-Wspaniale po prostu wspaniale...-westchnęłam i z niechęcią wsiadłam do środka.
                 Przez pierwszą godzinę jechaliśmy w ciszy. Byłam zła, nie wiem nawet na kogo. Miałam po prostu ochotę wyskoczyć z tego pieprzonego samochodu i wrócić do mojego małego domu. I dlaczego Jared po mnie przyjechał? Chciało mu się jechać taki kawał drogi, i płacić za bilet? Oh, jeszcze przecież za mnie będzie wydawał kasę.
-Jesteś głodna? Możemy się gdzieś zatrzymać.-odezwał się Leto.
-Nie ,nie jestem.-odburknęłam.
-Musisz coś zjeść.-powiedział stanowczo.
-Nie mam apetytu! Nie będę jeść na siłę, rozumiesz?!- wybuchłam.
-O co Ci chodzi?!-najwidoczniej  kierowca też się zdenerwował.
-O co mi chodzi? Mi ? Zupełnie o nic ! O niczym więcej nie marzę, niż tylko wracać tam gdzie za wszelką cenę nie chciałam już być! I patrzeć na to jak wydajecie pieniądze, na mnie! Z resztą po co po mnie przyjechałeś?
-Przecież mówiłem że twoja mama mnie prosiła! - i cisza.
                 Nikt z nas nie chciał już rozmawiać. Tak to bynajmniej wyglądało.
-Alex... Dlaczego ty chciałaś ...-przerwałam mu.
                Czyli mama mu powiedziała że chciałam się zabić? Po prostu świetnie, wspaniale...
-Nie ważne. Nie chcę o tym rozmawiać. Jedź.
-Mi możesz powiedzieć...-i po raz kolejny mu przerywam.
-Ale nie chcę! Nie zrozumiałeś za pierwszym razem, to ile mam ci powtarzać!Sto razy? Tak? Dobra! Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę o tym rozmawiać ,nie chcę o tym rozmawiać...
-Przestań już, po prostu się o Ciebie martwię.
-No właśnie widzę jak się o mnie martwisz. Patrz na drogę.
-Ale Alex...
-JEDŹ!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon, podłączyłam słuchawki. Odwróciłam się do okna.
                Tak minęła droga na lotnisko. Oczywiście zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji, by załatwić swoje potrzeby, i kupić coś do jedzenia. Tak zjadłam coś, bo najwyraźniej od samego gadania zgłodniałam.
                 Wysiedliśmy z samochodu, który został odebrany przez jakiegoś pana w czarnym, przekazaliśmy bagaże i szybko udaliśmy się do samolotu.
                 Lot  przebiegł w ciszy. Ja miałam słuchawki w uszach, a Jared bawił się swoim blackberry.
-Zaraz wylądujemy w przepięknym Los Angeles. Mamy nadzieję że podróż minęła pozytywnie.-zaapelowała stewardessa.
-Tak,bardzo pozytywnie, po prostu skaczę ze szczęścia że tu jestem.-mruknęłam pod nosem, kiedy udało mi się zrozumieć co mówiła sztucznie uśmiechnięta pani , bo jej głos się mieszał z śpiewem Matthewa z MUSE.
                     Po odebraniu walizek, udaliśmy się na plac przed samolotem. Czekał na nas tam Shannon, i chyba tylko z tego że go znów widzę się cieszyłam.
-Hej mała! - wskoczyłam w jego umięśnione ramiona. No uwielbiam go!
-Cześć ! Boże jak miło Cię znów widzieć! -powiedziałam, kiedy już skończyliśmy się przytulać.
                     Znów pakowanie bagaży do bagażnika. Wyjechaliśmy samochodem Shanna, zdążyłam wyjąć telefon i napisać do Leny.
"Jestem już w LA.  Podróż nie minęła za dobrze, jednak już jest lepiej" - wysłałam.
                      W domu znaleźliśmy się w ciągu 10 minut. Dostałam ten sam pokój w którym spałam po odejściu z domu Gerarda. Rozpakowałam się i zostałam zawołana bym zeszła na dół. Chłopcy postanowili zaprosić Tom'a i Vicki na kolację. Oczywiście powitali mnie z uśmiechami na twarzach, bo to przecież tak fajnie że wróciłam. Może dla nich, na pewno nie dla mnie. Tomislav pomógł dla Shannona zrobić dania.  Jared gdzieś się ulotnił, a ja i Vicki usiadłyśmy przed telewizorem. Nigdy wcześniej z nią nie rozmawiałam. Przedstawiłyśmy się nawzajem , a potem już gadka sama się ciągnęła. Opowiadała mi różne zabawne historie z jej życia, na które się śmiałam, tak by nikt nie zauważył mojego samopoczucia po tych wszystkich wydarzeniach. Ciekawe czy Mofo i Bosanko wiedzą o tym co się  ze mną dzieje i działo...
-Tada!- triumfalny okrzyk Shannona, przywrócił mnie z życia w swoich myślach.
                  Stół był pięknie nakryty, dania wyglądały smacznie, i były także przygotowane dla królika (czyt. Jareda).  Wzięłam się za jedzenie. Smakowało mi.
-Tomo ty na prawdę potrafisz dobrze gotować! - powiedziałam .
-Dzięki - uśmiechnął się.
-Ekhm...- skierowałam oczy na oburzonego Shannona.
-Oj ty też! - zachichotałam.
-Zaraz wracam!-oznajmił zwierzak.
                    Po chwili usłyszałam brzdęk butelek, które sekundę później pojawiły się na stole. Wszystko by było okej gdybym tylko nie poczuła zapachu. Piwo. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zauważyłam jak Jared patrzy morderczym wzrokiem na Shannona, który z resztą już chyba zrozumiał o co chodzi.
                      Ten zapach przypominał mi tyko o jednym. Przed oczami pojawił się obraz Gerarda. Przecież jestem w Los Angeles. On tu mieszka. On tu jest...
-Alex? Wszystko okej? - spytała mnie się Vicki.
-Tak.. Tylko chyba straciłam apetyt....-odparłam-ja..  pójdę do pokoju...
                      Powoli wchodziłam na górę. Znów się zaczyna. Wspomnienia. Są takie... trudne do usunięcia. Podeszłam do okna w mojej sypialni.
                       Gdzieś tu. Gdzieś w tym mieście siedzi sobie Gerard Way. Przecież mogę go tu spotkać. Mogę go znów zobaczyć. Wybaczyć mu? Nie. Nie mogę. Nie dam rady, nawet coś do niego powiedzieć. Zaufanie w moim przypadku już nie istnieje. Bynajmniej dla niego już nie zaufam. Zasłoniłam roletę.
-Alex! Zejdź, proszę. - usłyszałam głos Tom'a.
                      Wyszłam poza swój pokój, i tak jak mi kazano, pojawiłam się na dole. O dziwo, czułam kwiaty.
-Posłuchaj. Przepraszam, za .. sama wiesz co. Zrobiłem błąd, jeszcze bardziej Cię dobijając...-zaczął Shannon.
-I my też. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, dopiero przed chwilą się dowiedzieliśmy....-powiedziała Vicki.
-Nie macie za co przepraszać! Nic nie zrobiliście. A wspomnienia to wspomnienia, zostaną na zawsze, chyba że utracę pamięć.- zachichotałam i złapałam się za kark, co było złym postąpieniem. Syknęłam z bólu.
-Alex...Co Ci jest?-zapytał Jared który był naprawdę zaniepokojony .
-Nie. Mi nic nie jest, ja po prostu...udam się do pokoju...-zaczęłam się oddalać cały czas mówiąc.
-O nie , nigdzie nie idziesz. Masz nam to wytłumaczyć.-młodszy Leto złapał mnie za ramię. Pech chciał że w miejsce gdzie miałam najbardziej poranioną rękę.
-Aua!- krzyknęłam z bólu. Puścił.  Nagle mój rozpinany sweterek, opadł w dół, zostawiając  mnie w samym krótkim rękawku. Wszyscy zobaczyli szramę i zaczerwienione miejsce. Mieli zszokowane twarze. -Ja pójdę na górę...-po paru sekundach byłam już w swoim pokoju, i leżałam w  łóżku.
-I niby jest wszystko okej? Kogo ty oszukujesz Olka? - zapytałam samą siebie.
                   Po jakichś 30 minutach, usłyszałam głosu z dołu, jak Tomo i Vicki wychodzili z domu. Po chwili usłyszałam pukanie drzwi.
-Nie wchodzić. - powiedziałam.
                 I tak ktoś wszedł, oczywiście Jared, zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku,  odwrócony twarzą do mnie.
-Alex. Powiedz co się stało. - zaczął.
-Nie. - odwróciłam się do niego.
-Ale jak powiesz to będzie Ci lepiej!- potrząsną mną, przy okazji zbliżając się do mnie. Zauważyłam że miał inny zamiar, bo jego usta zawędrowały niebezpiecznie blisko moich. Patrzył się prosto w moje przemęczone oczy. W ostatniej chwili się ocknęłam. Jeszcze sekunda i doszło by do pocałunku. I co mnie jeszcze bardzo zdziwiło , gdy był tak blisko mojej twarzy poczułam alkohol.Odepchnęłam go z całej siły,  tak że z hukiem upadł na podłogę.
- Popierdoliło Cię?! To miało mi pomóc?! - krzyczałam ze złości. Bardzo opiekuńczy Jared, och naprawdę.- Co?! Zachciało Ci się popieprzyć?! Nie dość że jesteś już wstawiony, to sprawiasz jeszcze większe kłopoty! Zepsułeś wszystko! Chcesz wiedzieć co się stało?! - usłyszałam jak ktoś szybko wchodzi po schodach.W drzwiach widniał już Shannon.-Chcesz?! - kontynuowałam. - I tak pewnie nic nie zrozumiesz, bo piłeś, ale słuchaj. Pobili mnie. Tak, pobili! Śmiali się ze mnie, mimo że nic im nie zrobiłam! To był powód dla którego chciałam się zabić! A teraz wyjdź! Wszyscy wyjdźcie! Zostawcie mnie samą! - nie wyszli, patrzyli na mnie zszokowanym wzrokiem. Do Jareda chyba już coś dotarło. - WYJDŹCIE! - powtórzyłam. Posłuchali się.
                  Przez jakieś pół godziny słyszałam jak Shannon darł się na swojego brata. Potem już zasnęłam. I tak się skończył dzień, w którym wszystko miało wyjść na prostą. Przecież wyjazd do LA mi pomoże. Bardzo mi pomógł. Chyba jedynie w dalszym pogrążaniu się.
                   Jared? Stał się inny. W ciągu jednego dnia, to wręcz nie możliwe,a jednak. Zaszedł za daleko. Może to tylko przez alkohol...ale i tak mnie wkurzył. W szkole,w samochodzie, w samolocie i w domu. Chyba jedynym osobom którym mogę teraz zaufać to Lena i Shannon...
----------
Ach, wiem że można zasnąć czytając ten rozdział ;/
Jest taki długi i bez ładu i składu -.-
Za błędy przepraszam, sprawdzane na szybko.

sobota, 11 lutego 2012

13.

 Ogólnie to można bez tła,bo niezbyt je dopasowałam, ale miało być to MCR-The Ghost Of You

MIESIĄC PÓŹNIEJ
*** ( z punktu widzenia Gerarda)
-A teraz, przed wami wystąpi zespół My Chemical Romance! Powitajcie ich brawami!-powiedział organizator całej imprezy.
                   Poradzę sobie prawda? Podczas śpiewania starałem się czerpać radość z widowni. Wszystko szło gładko. Chłopaki dali dobry występ. A czy mi się udało ucieszyć ludzi pod sceną? Przyszedł czas na "The Ghost Of You".  Postanowiłem jednak zrobić specjalną dedykacje.
-Ta piosenka będzie zadedykowana, dla pewnej osoby, za którą tęsknie, i chciałbym ją przeprosić za to co dla niej zrobiłem.-pojawiły się zdziwione twarze, zaciekawione oczy patrzące na mnie. Na szczęście na rozpoczęciu piosenki wszystko się zmieniło.
                   Koncert się skończył. Wszyscy weszliśmy za kulisy. Od razu rzucił się na mnie Frank.
-Zwariowałeś? Po cholerę Ci ta dedykacja! Teraz będą cały czas się nas czepiać!-prawie krzyczał.
-Nie ważne. Nie zrozumiesz.-rzuciłem oschle i udałem się do naszego autobusu.
                    Spojrzałem w lustro. Wyglądałem okropnie. Smutne oczy, nie wyspana twarz, rozczochrane czarne włosy. I co ja ze sobą zrobiłem? I co ja ze sobą zrobię...
***(z punktu widzenia Alex)
-Nie wracasz do domu?- Lena spojrzała na mnie dziwnie. Przed chwilą skończyła się ostatnia godzina lekcji w tym dniu.  Właśnie w poniedziałki siedzimy do około 16 w szkole.
-Muszę zanieść zeszyt do pani od biologii, bo zapomniałam jej wczoraj oddać. Wracaj sama , nie czekaj na mnie- uśmiechnęłam się.
-No dobra, to pa!-pomachała mi gdy już wychodziła do szatni.Odmachałam,  i złapałam już schodzącą na dół panią .
-Proszę, mój zeszyt, przypomniałam sobie , że trzeba było zanieść.-kobieta skinęła głową, wzięła to co jej dałam i pożegnała się.
                   Schodząc po schodach słyszałam, że ktoś za mną idzie. Po chwili zorientowałam się że to nie jedna osoba , a kilka. Postanowiłam że nie będę uciekać, będę szła normalnym tempem.
-A teraz patrzcie co zrobię!-ktoś popukał mnie w ramię. Odwróciłam się.Zanim zdążyłam coś powiedzieć, wielka pięść wylądowała na moim policzku. Próbowałam szybciej zejść na dół.
                       Przez moje ciało przeszedł nie przyjemny dreszcz. Poczułam że ktoś się do mnie zbliża. Nagle czuję ogromny ból w okolicach karku, turlam się na dół, jeszcze bardziej siebie obijając , słyszę przytłumione chichoty, a potem nastaje ciemność.
***(30 minut później)
-Ej ty! Wstawaj już! Pieprzone dziewczyny wdają się w jakieś bójki... Jakie to nie wychowane.-jakaś, najwyraźniej nie miła, sprzątaczka coś do mnie mówi. Podnosząc się z ziemi czułam okropny ból.
                   Kuśtykając udałam się do szatni, ubrałam się, po czym ruszyłam do toalety.W lustrze zobaczyłam że moja twarz jest pokryta krwią. Szybko ją zmyłam, by moja mama nie miała podejrzeń.
                   Wracając do domu, szłam ze spuszczoną głową, by ludzie nie widzieli jak płaczę. Nie rozumiem tego świata, dlaczego się tak wszyscy na mnie uparli?!  Kiedy tylko weszłam do mieszkania , zostawiłam telefon na ławie, i szybko uciekłam do swojego pokoju. Tak się składa że mam szczęście mieć w nim łazienkę. Zostawiłam otwarte drzwi, bo niestety nie da się ich do końca zamknąć.
                    Rozpłakałam się. Starałam się cicho , ale się nie dało. Może mama nie usłyszy? Tata był w pracy. Oni zresztą też się mną nie interesują. Wróciłam przecież ze spóźnieniem. A szkoła? Istna tragedia, wszyscy przeciwko mnie. Nic im przecież nie zrobiłam! Cholera jasna! Nie chce takiego życia! Nie chcę być "zamknięta" przed innymi! Chcę by traktowali mnie normalnie, nie jak inną, głupią dziewczynę. Mam ochotę krzyczeć! Ale nie mogę! Mam ochotę cofnąć czas! ALE NIE MOGĘ! Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?!
                    Spojrzałam na szafkę, z lekami i innymi takimi. Wstałam i drżącą ręką, otworzyłam ją. Rozejrzałam się po niej. Na końcu półki była mała fioletowa buteleczka. Niby taka zwykła. Wzięłam ją szybko. Wysypałam kilka tabletek na rękę. Tabletki nasenne. Może wystarczy że je wezmę, zasnę, i wszystko będzię dobrze. Ktoś wpadł do pokoju. Z dłoni pigułki spadły na podłogę. Mama szybko mnie przytuliła.
-Dziecko, co ty chciałaś sobie zrobić... Kochanie...-głaskała mnie po głowie.Zaczęłam wypłakiwać się jej w ramię. Nie chciałam mówić co się stało na wakacjach, i  co się dzieje teraz.
                    Nagle poczułam że moje powieki robią się coraz cięższe.  Mama chyba się zorientowała, położyła mnie do łóżka, jeszcze zebrała tabletki, i zgasiła światło. W ciągu pięciu minut zasnęłam.
                    Gdy się obudziłam , pierwsze o czym się zorientowałam to to że nie mam telefonu i odrobionych lekcji.  Trudno. Ubrałam się, i ruszyłam do kuchni na śniadanie. Poczułam zapach naleśników, co mnie ucieszyło. A jeszcze bardziej byłam szczęśliwa gdy zobaczyłam tatę. Wyściskałam go.
-Mamo wiesz gdzie mój telefon?- zapytałam. Przez chwilę zobaczyłam jakby się wzdrygnęła.
-Tak, leży na stole.-rzuciła szybko.
                    Wyglądało to dla mnie bardzo..hm.. tajemniczo. Tak jakby coś ukrywała. No nic, zjadłam śniadanie, wzięłam telefon, MP3 , plecak i ruszyłam do szkoły. Dziś też mieliśmy do późna. Akurat do 15. Tym razem wrócę z Leną.
                     Dzwonek na dużą przerwę. Zobaczyłam że mam jedno nie odebrane połączenie od mamy. Gdy tylko zeszłam wzrokiem w dół listy połączeń, oczy zrobiły mi się momentalnie duże. Na wyświetlaczu, było pokazane że wczoraj o godzinie 21:24, została wykonana rozmowa do młodszego Leto. Pomyślałam że może ktoś wybrał numer przez przypadek. Ale dzisiejsze zachowanie mamy gdy ją zapytałam o telefon..
-Ej, Olka patrz, jakiś zakapturzony koleś się na Ciebie dziwnie patrzy...a z resztą on ma okulary, ale wygląda tak , jakby Cię obserwował....-Lenka coś do mnie zaczęła mówić.
-Co , gdzie?-przyjaciółka wskazała na jakiegoś mężczyznę.
                    Chciałam go zignorować, ale pokazał mi palcem, żebym do niego przyszła. Zrobiłam tylko minę, oznajmującą że nie wiem o co chodzi. Naglę nieznajomy uchylił lekko okulary. Poznałam te oczy...To był Jared... Na chwilę zapomniałam jak się nazywam. Wszystko staneło w miejscu. W końcu podniosłam się i podeszłam.
-Dlaczego tu jesteś?!- wyszeptałam, ciągnąc go na bok.
-To ty nic nie wiesz?-pokręciłam przecząco głową.-Przyjechałem po ciebie, bo twoja mama mnie prosiła.Wszystkie bagaże są w samochodzie. Wracasz do Los Angeles...
-----------
Taadaa! Wena wraca! Wiem, miałam napisać dłuższy, ale warunki nie dopasowały :C A i jeszcze taka atmosfera (smutna) może potrwać przez parę rozdziałów.
                 

czwartek, 2 lutego 2012

12

                        Już jutro się zaczyna szkoła. Od przyjazdu do domu, widziałam się z Leną. Opowiedziałam jej wszystko. Co się stało że wróciłam wcześniej.  Kontakt z kolegami z L.A. ? Ciągle piszę z Shannonem. Czasem z Jaredem. Okazało się że "Teraz jest nudno w mieście" .  Raz zebrałam się na odwagę i napisałam do Mikey'a by dowiedzieć się o Gerardzie. Czy nadal pije, i czy popadł w depresje. Ledwie to wysłałam. Ba! Ledwo to napisałam! Na szczęście Michael odpisał że nie, ale i tak jest bardzo przygnębiony.
                       Mówiłam że chcę zapomnieć o całych wakacjach.  Najbardziej chcę zapomnieć  o Way'u. Nie o innych. Tylko o Gee. Tylko. Dlatego na drugi dzień powrotu do miasta postanowiłam zmienić wystrój pokoju. Wszystkie plakaty z MCR poleciały do kosza. Nie chciałam puścić w nie pamięć zespół. Ale on bardzo mi przypominał ich wokalistę. Piosenek już też nie mam. Czy będę żałować? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Może?
                       Stosunki między mną a ludźmi :  w mieście ,a nawet w internecie , się zmieniły. Niektóre na negatywne, lecz niektóre na pozytywne. Między innymi wzrosła ciekawość o mojej osobie. Niezbyt mi się to podoba.
                       Podobno będę miała nowe osoby w klasie. Jak mnie przyjmą? Może po prostu...Nie będą nic wiedzieć, że piszę ze znanymi osobami, że mieszkałam u Gerarda... Jutro się dowiem.
***( z punktu widzenia Gerarda)
-Gerard? Gerard! Cholera jasna, ogarnij się człowieku, mamy próbę, a ty siedzisz jak kołek i patrzysz się w nic! - Frank machał mi ręką przed oczami. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Cały czas mam wyrzuty sumienia. Gdybym tylko porozmawiał z Alex, może by mi ulżyło. Nawet przez telefon. Nie. Nie potrafię tego zrobić. I tak by pewnie nie odebrała.  Nie wiem o kogo mam się bardziej martwić. O siebie czy o nią. Nie znaczy dla mnie nic więcej niż bardzo dobra przyjaciółka, a codziennie potrafię się wyłączyć na godzinę, przez nią. Czy na pewno przez Alex? Chyba przez to ,co dla niej zrobiłem...
-Ah, przepraszam, ja po prostu...
-Nie tłumacz się! Nie długo mamy zagrać jeden, pojedynczy koncert, a ty się nie chcesz nawet postarać. Weź się w garść chłopie!- opuściłem głowę, tak że czarne włosy zakryły moje oczy. Zacząłem szybko mrugać. "Weź się w garść chłopie" . Jak mam się wziąć w garść, skoro sam żal mi nie pozwala!
-Frank , pozwól na chwilę...-usłyszałem Mikey'a. Ach tak! Iero nic nie wiedział co się stało. Ray wiedział, więc poklepał mnie po plecach, i udał się za drzwi. Zostałem sam.
                  Nie dam rady na koncercie. A przecież miałem się nie załamywać. Usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Gdy zobaczyłem  nazwę nadawcy , oczy momentalnie zrobiły mi się większe. Alex.
***(z punktu widzenia Alex)
              Wysłać czy nie? Jak to napisać? Chcę aby ten sms był ostatnim, bo nie chcę z nim pisać. Wdech , wydech. Wybrałam "nowa wiadomość" , odbiorcę "Gee" , i wpisałam treść : "Nie załamuj się, ani nie bądź przygnębiony.Nie będę więcej pisać." Przycisnęłam napis "wyślij" . Szczerze, to po tym jak na mnie patrzył na lotnisku, zrobiło mi się go żal. Ale, nie chcę o nim pamiętać. Będzie mi się kojarzył tylko z jednym. Tym dniem, w którym , straciłam zaufanie.
***( z punktu widzenia Gerarda)
               Nie zawiodę jej. Nie. Wezmę się w garść. Wyszedłem za drzwi do chłopaków.
-To zaczynamy?- zapytałem z uśmiechem. Spojrzeli na mnie zdziwieni, ale pokiwali głową. Ostatnią piosenką na próbie była "The Ghost Of You". Przy której  się zaciąłem. Tak bardzo mi przypominała Alex. Znów się zaczęło. Przecież mam się nie załamywać. Ale ona chce o mnie zapomnieć...*
***(z punktu widzenia Alex)
-Ola! Wstawaj!-nie chętnie obróciłam się na drugi bok.-WSTAWAJ!
-Juuż. - mruknęłam. Umyłam się, uczesałam i ubrałam w galowy strój. Wzięłam ze sobą bransoletki od Jareda, i nałożyłam na rękę. Gdy szłam do szkoły, napisałam do Shannona:
"Idę do szkoły. Pierwszy dzień. Ugh..."- nie zważałam jaka u niego godzina. Uwielbiałam z nim pisać.
              Gdy tylko weszłam do szkoły, czułam na sobie spojrzenia i słyszałam szepty za plecami. "To ta sławna" , "Będzie się przechwalać". Starałam siebie kontrolować. Kiedy skończyło się przemówienie dyrektora, udaliśmy się do klas. Siedziałam sama, bo Leny nie było, ponieważ zachorowała. Zawsze z nią siedzę,a teraz tak samotnie. W końcu mogliśmy wyjść. Oczywiście wyrwałam się pierwsza, i ruszyłam pewnym krokiem do wyjścia. Nagle upadłam na zimne szkolne płytki. Ktoś podstawił mi nogę. Rozległy się śmieszki. Z szklanymi oczami wyszłam z budynku szkoły. Udałam się do parku, i usiadłam przed jeziorkiem, pod jednym z drzew. Dlaczego nikt mnie nie lubi? Co ja im takiego zrobiłam? Łzy leciały mi ciurkiem.Wybrałam numer do Jareda i do niego zadzwoniłam.
-Halo?-odpowiedział mi zaspany głos.
-Jared? - pociągnęłam nosem -Przepraszam że tak wcześnie dzwonie...
-Co się stało?-przerwał mi już całkiem rozbudzony Leto.
             Opowiedziałam mu wszystko. Doszłam do wniosku że do Jareda mogę się wypłakać kiedy tylko chcę. Jared jest do pocieszania, śmiania się, poważnych rozmów i wypłakiwania się. Natomiast Shannon do podwójnego śmiania się, przytulania, pisania sms'ów, gadania całe godziny i pocieszania. Uwielbiam ich.
-Gdybym tylko przy tobie był to bym Cię wyściskał za wszystkie czasy! Wszystko będzie dobrze.. Nie płacz już!- uśmiechnęłam się.
-Dobra, idź spać, ja wracam do domu, dziękuje, pa. -rozłączyłam się.
*** ( z punktu widzenia Gerarda)
               Siedziałem na dachu z gitarą , i patrzyłem się w gwiazdy. Życie jest trudne.... Losowo uderzałem w struny, próbując by powstał jakiś rytm.Odłożyłem ją, bo nie potrafiłem grać. Zacząłem śpiewać "Famous Last Words". Nie wytrzymałem. Zacząłem płakać.  Tak ja, Gerard Way , płaczę.
Can you see
My eyes are shining bright
Cause I'm out here
On the other side
Of a jet black hotel mirror
And I'm so weak
Is it hard understanding
I'm incomplete?


               Alex. Widzisz? Nie tylko twoje życie wywróciło się do góry nogami....

-----------------
zdanie nawiązuje się do tego tekstu.
*I never said I’d lie in wait forever
If I died, we'd be together now how
I can’t always just forget her
But she could try

Dobra, rozdział do dupy , wiem , wiem , przepraszam.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

11

                  Tło muzyczne- Paramore"Breathe"
             Budzę się. Ogromny ból przeszywa moją głowę. Tracę równowagę kiedy chcę wstać. Schodzę na dół, widzę Mikey'a nie Alex. Brat patrzy na mnie groźnym wzrokiem. Co zrobiłem? Już wiem. Doskonale wiem. Błąd, którego nie da się wymazać. Zraniłem ją. Psychicznie i fizycznie. Mam ochotę rzucać wszystkim dookoła. Jestem zły. Zły na siebie. Dlaczego zraniłem swoją przyjaciółkę? Nie ma jej tu...
-Gerard.Miałeś tego nie robić.-Mike coś do mnie mówi.
-Wiem.Nie miałem.Ale zrobiłem. I tego żałuję. Gdzie ona teraz jest? Muszę ją przeprosić . Muszę z nią....
-Sądzę że teraz nie chciałaby Cię widzieć.-przestraszony patrzę się na brata.Już mam wyrzuty sumienia, dlaczego on mnie jeszcze dobija...-jest u Leto.Shannon był tu dwie godziny temu-spojrzałem na zegarek. 15:35 -zabrał jej rzeczy.
-Fuck!-krzyknąłem zrzucając pierwszy lepszy talerz.
-Nie zaczynaj sięgać po alkohol. Ona by tego nie chciała. Nie chciała byś zaczynał się niszczyć z jej powodu rozumiesz!? Nie zaczynaj tego!-spojrzałem mu w oczy
-Nie zacznę. Nie chcę. Ona tego nie chcę , i ja tego nie zrobię.
 ***
                 Sen? Proszę, niech to wszystko było snem.Nie.Obudziłam się około 14. Poduszka była sklejona od łez. Udałam się pod prysznic, co przypomniało mi o zranionym ramieniu. Kiedy weszłam znów do pokoju, zauważyłam moją torbę i aparat. Nie chciałam patrzeć na zdjęcia które w nim były, ale nie chciałam też ich usunąć. W środku torby był bilet powrotny. Wyjęłam go. Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę.-powiedziałam cicho. Okazał się to być Jared.
-Wiem, nie powinienem, ale musisz powiedzieć co się stało.-tak nagle? Mam mu wszystko wyśpiewać?
-Nie chcę o tym rozmawiać...
-Nie musisz, ale uwierz mi że będzie lepiej jeśli to wyrzucisz z siebie...-odpowiedział troskliwym głosem.
               Przez chwilę staliśmy w milczeniu, lecz później usiedliśmy razem przy ścianie. Nie wiedziałam od czego zacząć.
-Rano zeszłam na dół, ale Gerarda tam nie było. Potem on wszedł -zaczęłam płakać, ale nie przestawałam mówić -do domu... pijany, i chciał mnie...pocałować. I ja go odepchnęłam, dzięki czemu dostałam w twarz, znów się do mnie zbliżył, znów go odepchnęłam , ale tym razem pociągnął mnie za ramie...przejechałam nim po rogu blatu kuchennego...i on potem poszedł, a później wszedł Shannon ...- nie mogłam się powstrzymać, wpadłam w ogromny płacz. Totalnie się załamałam. Nie wierzę, że to się stało. Zwykłe wakacje, zwykłe dwa miesiące, a moje życie jest już inne.
                 Jared mnie przytulił, i zaczął lekko kołysać, w przód i w tył. Nieco mnie to usypiało, ale i pomogło.
-Chodź do salonu, musimy Ci opatrzyć to ramię- pogłaskał mnie po głowię i podał rękę bym mogła wstać.
-Czekaj.-bilet szybko schowałam do kieszeni, i przemyłam twarz wodą w łazience.
               W salonie przywitały mnie ramiona Shannona.Wszyscy się o mnie troszczyli. Chyba próbują sprawić bym się nie załamała , ale to już raczej za późno ... Jared szykował apteczke, i kazał mi usiąść obok siebie. Wyciągał jakieś plastry, poczułam pieczenie, na co syknęłam z bólu.Po akcji ratunkowej dla mojego ramienia zjadłam kanapkę , i potem siedziałam już tylko w pokoju , patrząc się za okno.
*puk,puk*
-Można?-Jared.
-Tak,chyba...-odparłam cicho.
               Niezręczna cisza trwała jakieś pięć minut. Słyszałam ja Jay, siada na łóżku.
-Nad czym myślisz?-zapytał się.
-Jared...Ja..Ja..muszę wracać....I tak za tydzień musiałabym wyjechać...-już miałam dodać resztę wypowiedzi, kiedy gwałtownie mi przerwał.
-Co?! Nie możesz, dlaczego?!-oburzonym głosem wysłał do mnie pytanie. Odwróciłam się do niego.
-Nie,nie zostanę.Dlaczego? Bo chcę zapomnieć Jared. Zapomnieć, o tym co się wydarzyło w ciągu ostatnich paru godzin,dni i miesięcy. Nie chcę do tego wracać.To dla mnie zbyt wiele. Te wydarzenie w domu , załamało mnie całkowicie. Boję się na nowo komuś ufać. Jutro wyjeżdżam. Przepraszam Jared.
              Patrzył na mnie zszokowany.Przytuliłam go.
-Rozumiem...Zawieść Cię jutro na lotnisko?-zapytał.
-Jakbyś mógł...-uśmiechnęłam się na wymuszenie.
-Miło popatrzeć jak się znów uśmiechasz.Choć to nie szczery.-prychnęłam cicho .
-Dobra, ja idę spać.-wstałam , zgasiłam lampkę, i wskoczyłam pod łóżko w ubraniach , za dużo emocji na dziś , nie miałam ochoty się przebierać.
-Dobranoc Alex.
-Dobranoc Jared.-wyszedł z pokoju.
                 Przewróciłam się na drugi bok.Myśli rozsadzały mi głowę. Już jutro pojawię się w moim mieście. W Polsce. Zobaczę swoją rodzinę, swoich przyjaci...swoją przyjaciółkę. Nie dałam jej znaku , o tym co się działo w ostatnich dniach. Może się nie obrazi, jeśli powiem jej to w cztery oczy , a nie przez telefon? Dłużej się nie zastanawiałam i szybko zasnęłam.
                 Poranek. Po raz kolejny zostaje przytulona przez Shannona,jem śniadanie, pakowanie rzeczy , ostatnie spojrzenia na L.A. przez szybę samochodu. Kompletna cisza. Zdążyłam zadzwonić do rodziców  , odebrała mama , i była uradowana wiadomością że wracam. Samochód stanął.
-Jesteśmy na miejscu.- oznajmił Shannon.
                  Przekazywanie bagaży, paplanina o bezpieczeństwie , i pożegnania.
-Och, chodź tu mała-powiedział do mnie starszy Leto.Dał mi naprawdę mocnego przytulańca, i potargał włosy.-będziemy,mam nadzieje,w kontakcie?
-Jasne-odpowiedziałam, po czym zaczął mnie ściskać Jared.
-Będziemy tęsknić.-odezwał się.
-Ja...za wami też. Żegnajcie! - pomachałam im , i wchodząc na schody do samolotu, jeszcze raz obejrzałam się za siebie. Nagle krew zmroziła mi się w żyłach. Wszystko stanęło w miejscu. W kapturze, nieco dalej od braci Leto stał..Gerard. Zobaczyłam jak porusza ustami mówiąc bezgłośne "pa" . Patrzył na mnie ,z oczami pełnymi wyrzutów sumienia. Smutnymi i żałującymi Czym prędzej uciekłam do wnętrza .Usadowiłam się w swoim miejscu,  z szybko bijącym sercem, słyszałam jak mówią że zaraz będziemy startować. Wznieśliśmy się w górę. Wracam. Wracam do normalnego życia. Uciekam od wspomnień.
-----------------
Jest dłuższy od wcześniejszego, ale nadal za krótki :C

sobota, 28 stycznia 2012

10

                                                                                                     Tło muzyczne: MCR-The Sharpest Lives
               3 tygodnie do końca wakacji.Wszystko tak szybko minęło.Poznałam moich idoli, mieszkałam nawet u jednego. Mam do nich wszystkich kontakt. Nie wierzę, że taka zwykła dziewczyna jak ja , osiągnęła takie szczęście. Oczywiście wracając do domu, będę spodziewać się ciekawskich twarzy, znienawidzonych wrogów, zazdrosnych dziewczyn. A może nawet i  paparazzi, bo nieco głośno się o mnie zrobiło . No właśnie za jakiś tydzień mam wracać.Czy chcę? Tu było mi dobrze. Fajnie jest się oderwać się trochę od Polski.
               Koniec przemyśleń! Odeszłam od okna, i zeszłam na dół. Nikogo nie było, a to dziwne , zazwyczaj Gee mi mówi. Od wczoraj się jakoś dziwnie zachowuje. Tak jakby chciał gdzieś uciec , nic nie mówił co się dzieję . Usłyszałam jak ktoś mocuję się z klamką od głównych drzwi.
-Kto tam? - zapytałam nie pewnie.
              Drzwi otworzyły się z hukiem . Na środku stał Gerard...pijany. Przerażona stałam jak wbita w ziemię. Przecież.. Przecież on z tym skończył! Już dawno, to o mało mu nie zepsuło życia!
 Czemu znów to zaczyna? Zanim zdążyłam się ruszyć byłam przygnieciona przez wokalistę do ściany, który próbował mnie pocałować. Drzwi już były zamknięte. Odepchnęłam go zwinnie nogami , za co dostałam w twarz. Nie wiedziałam co się dzieję. Gdzie się podział spokojny, miły Gerard? Łzy co raz szybciej zaczęły mi spływać po policzkach.
-NIE!- krzyknełam.
               Po raz kolejny przybił mnie do ściany, i po raz kolejny chciał się do mnie niebezpiecznie zbliżyć. Próbowałam go odepchnąć - udało się , lecz pociągną mnie za ramię ,tak że przejechałam nim po ostrym rogu blatu kuchennego, zaczynając krwawić. Wszystko zaczęło mi się rozmazywać. Nie wiem czy to od mojego stanu , czy od łez. Czarna plama zwana Gerardem , oddalała się na górę coś bełkotając.Koniec? Nie wróci? Proszę aby tak się stało...
              Do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam na jakąś rozmazaną sylwetkę , która się do mnie zbliżała. "Gerard? Nie! Nie tylko nie to! Zostaw mnie! Odejdź!" krzyczałam....
*** ( z punktu widzenia Shannona)
            Jared wysłał mnie do domu Gerarda , bo zostawił swój szanowny szaliczek. Szalik w lato - ten to ma dopiero powalone w tej chorej główce. Stojąc przed drzwiami mieszkania Way'a usłyszałem szloch. Prędko otworzyłem drzwi i zobaczyłem Alex. Przestraszyłem się.Patrzyła się na mnie nie obecnie , z strachem w oczach. Krwawiła . W pokoju było czuć alkohol. Nie możliwe , że Gerard jednak postanowił się załamać. Podszedłem do niej, krzyczała bym ją zostawił.
- Spokojnie ... To tylko ja...Shhh...- przytuliłem ją , nieco się uspokoiła. Pomogłem jej wstać, wziąłem pod rękę i wyszliśmy na dwór.Szybko usadziłem ją w samochodzie i ruszyliśmy do mojego i Jareda domu. Co jakiś czas Alex pociągała nosem, trzymając się za ramię. Ręce mi drżały. Bałem się że jej coś się stanie .Już się stało... Wysiedliśmy z samochodu , podtrzymując ją weszliśmy do mieszkania.
-No nareszcie ! Masz ten...-zaciął się gdy zobaczył Alex. Był tak samo zszokowany jak ja.-O mój Boże.. Co się stało?- zapytał. Dziewczyna wybuchła płaczem. Skarciłem go wzrokiem.
           Zaprowadziłem Alex na górę. Powinna się przespać.Położyła się do łóżka, przykryłem ją kocem, szepnąłem do ucha że wszystko będzie dobrze...
           Zszedłem na dół, i zadzwoniłem do Mikey'a by pojechał do brata. A mówił że się nie załamię...Że do tego nie wróci...
-Dlaczego on to zrobił?-z zamyślenia wyrwał mnie Jared.
-Nie pamiętasz? Wczorajsza rozmowa o zespole. Znów narzekał na wielką sławę. A w dodatku mówił przecież o tym że gdy poznał Alex, zaczął jej zazdrościć normalnego życia...-powiedziałem. -Miejmy nadzieje że nic się więcej nie stanie...
***
             Co się dzieję? Nic nie rozumiem. Nic. Przed oczami mam cały czas twarz pijanego Gerarda. Samo wspomnienie wywołuje u mnie falę płaczu. Dlaczego wszystko się zmieniło? Dlaczego nic nie jest takie jak wcześniej? Dlaczego sięgnął po alkohol ? Dlaczego mnie uderzył? Dlaczego chciał mnie pocałować? Dlaczego wszystko wywróciło się do góry nogami ? Dlaczego osoba której ufałam , jest teraz dla mnie najgorszym wspomnieniem?Dlaczego jest tyle pytań na które nie znam odpowiedzi? Zasnę, następnego dnia otworzę oczy i może okażę się że to był tylko sen.
---------------------------
Wiem! Wielki zwrot akcji, nie wiem czy komukolwiek to się spodoba ,ale natchnęło mnie żeby coś tak napisać, także przepraszam. I krótki tak tak tak wiem.

sobota, 21 stycznia 2012

9

 Tło muzyczne - MCR- Helena
***
                 Co się stało? Alex zalana łzami wyszła z kuchni , Mikey stał i zaciskał pięści. Chciałem pójść za dziewczyną, ale jednak postanowiłem się dowiedzieć o co poszło.
-Co jej zrobiłeś? - zapytałem stanowczo.
-Ja? Ja tylko byłem szczery!-zaczął opowiadać całe zdarzenie przy czym, moja złość na niego , co raz bardziej wzrastała.
-Masz ją przeprosić rozumiesz? PRZEPROSIĆ! Zrobiłeś największą głupotę! To niebyła szczerość tylko obraza! Na razie to ja do niej pójdę , ale jeszcze nie teraz.- nie wierze że mój brat może być aż tak chamski! Nalałem sobie do szklanki wody, i zacząłem powoli ją pić ,patrząc za okno.
              Niestety po jakichś 10 minutach zacząłem mieć wyrzuty sumienia. Bałem się że Mike może znowu wpaść w depresje. Jest oczywiście odważny , ale swoje drugie 'ja' ukrywa w środku. Delikatność. Czasem po prostu potrafi się załamać po paru ostrzejszych słowach. Siedział na sofie. Znowu ta sama twarz. Ta sama twarz która widniała kiedy wpadł w depresje po sukcesie trzeciego studyjnego albumu. Nie mogłem do tego dopuścić. Zawsze może znowu zacząć brać. Na strychu leży, ten okropny wynalazek. Strzykawki , płyny . Nie... Nie może to się stać już drugi raz! Muszę to uratować!
-Mike... Przepraszam nie powinienem na Ciebie naskakiwać... Wiesz jaki jestem, ja nie chcę abyś znowu zaczął...-zacząłem nie śmiało
-Wiem , nie musisz dokańczać .-przerwał mi.
-Stary , obiecaj mi że nie zaczniesz od nowa...
-Nie mam zamiaru. Wiem że postąpiłem źle krzycząc na Alex.Moja wina. Nie wiem co mnie napadło. Zły humor? Tak wiem że to była głupota. Po prostu przypominała mi ... wiesz, moją dawną "przyjaciółkę". - wiem o kogo mu chodziło. Nicole. Dziewczyna która go mało co nie wpędziła do grobu. Pokazała mu narkotyki , że dzięki nim świat staję się "weselszy", zaczęła nim po prostu rządzić, przejmować kontrole.- Przeproszę ją, a do tego gówna nie wrócę.
-Dzięki wielkie , nieźle się przestraszyłem- poklepałem go po plecach, na co on się skrzywił i uderzył mnie poduszką. Podjąłem wyzwanie i tak się zaczęła wojna na poduszki jak w dzieciństwie. Ulżyło mi , jak powiedział że nie będzie brał.
***
Opadłam na łóżko , chcąc zapomnieć o wszystkim. W ciągu paru sekund , pragnęłam znaleźć się w swoim mieście. W swoim pokoju , a nie w tym. Miałam dość. Miałam dość Way'ów. Szczególnie młodszego. Godziny mijały. Postanowiłam zadzwonić do Leny. Jeszcze troche i język Polski stał by mi się obcy.
-Halo? - usłyszałam zaspany głos. Zapomniałam o zmianie czasu.
-Lena? Możesz rozmawiać?- nieco nie śmiale zapytałam.
-Ola? Jasne! - Ola.. Jak miło to było usłyszeć, nie Alex a Ola.
-Jestem załamana.
-He ? Co się stało?
-Pokłóciłam się z Mikey'em , nie na żarty.
-O co poszło?
-Zaczęłam na niego krzyczeć , i pytać czemu mnie ignoruję , a ten zaczął gadać że jak znam parę sławnych osób to już się rządze ... Nie rozumiem go! Mam ochotę wrócić do Polski.
-Ola... Nie przejmuj się nim! Żyj swoim życiem, jeśli on myśli w swój sposób o tobie - niech myśli! Chyba tylko Mike tak sądzi. Dla mnie jesteś najlepsza!
-Awww.... Tęsknie za tobą i za wszystkim! - nagle usłyszałam pukanie do pokoju - sory, musze kończyć, ktoś się dobija... - mruknełam i nacisnełam czerwoną słuchawkę.
-Można? - z za drzwi dobiegł głos Gerarda.
-Nie, nie można.-wysyczałam. Tak czy siak Gee wparował do pokoju. Idiota.
-Oh Alex, mała Alex. Siadaj. - zauważyłam że usiadł po turecku na łóżku. Usiadłam tak samo.
-Czego chcesz? - zapytałam patrząc się gdzieś w dal.
-Wiem że pokłóciłaś się z Mikey'em , i to nie ja powinienem Cię przepraszać, ale spokojnie , on też to zrobi. - otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on pokazał abym mu nie przerywała. - Mike, zapewne jak wiesz , miewa humorki. To co nie dawno Ci wykrzyczał, zrobił pod wpływem pewnego wspomnienia. Myślał tak o tobie, z powodu  , dawnej przyjaciółki, która o mało go nie zabiła. Powiedział że to była całkowita głupota co tobie zrobił. Przepraszam za niego...
*puk , puk*
-To ja już pójdę!- Gee powiedział do mnie, nieco zszokowanej, a do pokoju wszedł Mikey.
-Przepraszam, naprawdę przepraszam...- Mike zaczął, ale mu przerwałam
-Rozumiem-spojrzałam na niego.- też mam pewne wspomnienia których nie da się z pamięci wymazać , i ludzie mi o nich przypominają. - uśmiechnełam się lekko. Gdyby nie wyjaśnienie całej kłótni , przez Gerarda najprawdopobniej , nadal bym była zła na Mike'ya
-Naprawdę? A nie masz zamiaru mnie teraz, zabić, zaszlachtać i zrzucić z mostu?- zapytał na co się zaśmiałam
-Nie głuptasie! A teraz wyjdź jakbyś mógł - wyszczerzyłam się i pokazałam drzwi. Młodszy Way zrobił minkę smutnego psiaka i posłusznie odszedł.
"Życie jest chore." Pomyślałam.
            Postanowiłam włączyć laptopa. Na photobloga wstawiłam zdjęcie , jak Gee rozdaje autografy i dałam opis : "Wszystko już OK, czasem wystarczy wytłumaczenie." Następnie przejrzałam serwisy plotkarskie i znalazłam dużo fałszywych wiadomości na mój i Gerarda temat. Zszedłam na dół.
-GEE JESTEM Z TOBĄ W CIĄŻY WIESZ?-spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, natomiast Mike podniósł jakiś brukowiec i przeczytał na głos
- "Gerard i jego nowa narzeczona! Way złamał serca tysięcy nastolatek! "Jak on sobie z tym wszystkim poradzi ?!- udał głos oburzonego ,na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem.Znów wszystko było jak dawniej...do czasu...
---------------------------------
Długo rozdziału nie było bo mam różną wenę , raz mam wenę na ten blog, a raz na mój drugi :) przepraszam. Tło muzyczne nie wiem czy dobrze dobrane, w każdym razie jest.