piątek, 24 lutego 2012

15.

-Alex! Śniadanie! - usłyszałam wołanie Shannona z dołu. Nie chciało mi się wstawać. Ostatnie zdarzenia wpłynęły na mnie tak ,że nie chciałam zobaczyć twarzy Jareda, który już tam pewnie siedział. Westchnęłam tylko, i zwlekłam się z łóżka. Przebrałam się i zeszłam do kuchni.
-Dzień dobry. Jak się spało? - zapytał mnie starszy Leto z uśmiechem na twarzy. Popatrzyłam na niego dziwnie.
-A ty co? Pijany? - Starałam się już nie wzdrygać w sprawach alkoholu. To że tamto zdarzenie z Gerardem i Jaredem, tak na mnie wpłynęło ... Może nie powinnam robić z tego takiego wielkiego ..halo?
-No nie...-odpowiedział zmieszany.
-Bry! - usłyszałam z góry. Jay. Niech spieprza najdalej ode mnie, bo coś czuję , że dziś w humorze nie będę! - Ouu... - przypomniało się coś ? Uh, muszę się opanować , bo chyba nie chcę go pobić? A może jednak...
-Shann, błagam , dawaj to jedzenie, bo mi się nie chce tu siedzieć.-mruknęłam.
                      Śniadanie jedliśmy w milczeniu. A o czym mieliśmy rozmawiać? Po posiłku udałam się na górę, dodałam coś na TT z telefonu. Do wieczora jeszcze parę godzin. Włączyłam laptopa, ale po chwili go wyłączyłam. Rzuciłam się na łóżko. Znów miałam natłok myśli. Czy na prawdę ,  mam się przejmować tym wszystkim? Tym zdarzeniem z Gerardem? Nadal się go obawiam. Chcę zapomnieć?
                       Nawet nie zauważyłam jak zasnęłam.Obudziło mnie stukanie do drzwi. Jared.
-Nie przeszkadzam? - zapytał nie pewnie. Wywróciłam oczami. - Chyba nie. - zapalił światło.
-Boże, weź to zgaś! - krzyknęłam.
-Jestem Bogiem? - Już sobie wyobraziłam, co w tej chwili myślał: "Jestem taki dumny, nazywają mnie Bogiem. Bóg Leto! Pięknie to brzmi!"
-Nie Jared, jesteś dupkiem.
                  Przez chwilę zapanowała cisza.
-Pobudka! - zrzucił mnie z łóżka.Próbuje rozluźnić atmosferę? Coś mu nie wychodzi.
-O co Ci chodzi? Myślisz że zapomniałam?-odwróciłam się do niego. Stał, zdezorientowany po środku pokoju. Po chwili spuścił wzrok.-Najwyraźniej już sobie przypomniałeś.- wstałam , minęłam go i zeszłam do kuchni.
-Alex, ja przepraszam. To nie tak miało wyjść. Wiesz byłem pijany...
-Dobra , dobra nie chce tego słyszeć. - schodziłam po schodach a on szedł za mną.
-Alex,no!Błagam, bo będę miał wyrzuty sumienia.-zaczął.
-Nie,Jay.Ja rozumiem było, minęło, ale to nie znaczy że już będę wesoła, i Ci tak szybko nie wybaczę.
-Geez...Dlaczego wy wszystkie jesteście takie uparte?! Przecież to był zwykły incydent, nie musisz się tak unosić, jakbym ci matkę zabił. Alex, wariujesz, jesteś dziwna. - młodszy Leto i taki tekst? O nie. Zamiast się rozbeczeć i rozpaczać " Och tak Jared, taka prawda." dałam mu z liścia. Łał, to ja potrafię bić? Po chwili , się zbliżyłam do jego ucha, i wyszeptałam.
-Die, die my darling. - zacytowałam wers piosenki Metallici.
                    Gdy byłam na ostatnim schodku, odwróciłam się do niego, i pokazałam mu środkowy palec. Wzięłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz. W połowie "spaceru" przysiadłam na ławce. Zorientowałam się że to nie moja kurtka , tylko Shannona. Sięgnęłam do kieszeni, i wyczułam papierosy i zapalniczkę. A on przypadkiem nie rzucił? Wzięłam fajkę, i zapaliłam. To był chyba mój trzeci papieros w tym życiu. Trudno, niszcz się Olka, bo i tak nikt Cię nie potrzebuje.
                     Panowała kompletna cisza. Moje włosy lekko powiewały na wietrze , a papieros leżał gdzieś zgnieciony w trawie. Minęła godzina, dwie. Nie chciałam wracać, jednak już się uspokoiłam. Taki spacer, całkowicie mi polepszył nastrój. Ktoś się do mnie przysiadł.
-Alex, wzięłaś nie swoją kurtkę. - usłyszałam głos Shannona.
-Tak, nie zauważyłam, wiesz, emocje.-lekko się uśmiechnęłam.
-Mogłaś dać znak, gdzie jesteś.
-Nie chciałam.
-Czemu?
-Bo , wiesz , takie wyjście mi pomogło. Przede wszystkim się uspokoiłam.-odpowiedziałam.
-Aha...Słuchaj, Jared chciał przeprosić.Chodzi teraz w kółko po domu, i gada sam do siebie jaki to on jest głupi...
-Zrozum Shannon, nie chcę sobie psuć humoru. Może mu wybaczę, może nie, ale na prawdę, nie chce o tym rozmawiać.-mruknęłam.-a ty sobie idź, chyba nie będziesz chciał tu siedzieć jeszcze jakąś godzinę.-I poszedł.
                     Tak jak planowałam, po godzinie zebrałam się do domu. Gdy szłam, powolnym tempem, ktoś z pobliskiej uliczki, wszedł na ten sam chodnik co ja. I szedł przed siebie - tak jak ja. Minęło pięć minut, a zorientowałam się kto to jest. Chwila może to tylko koszmar?
                    Przede mną szedł powolnym krokiem Gerard. Gerard Way. Gerard Arthur Way. Co zrobić , co zrobić ? Wiem. Wyminę go. Tak jakbym go nie znała. Ale znam go ! Poznałam jego kurtkę, jego czarne włosy w nieładzie, jego buty, jego spodnie, JEGO. Po prostu go znam. A nie chce.(?)
                    Trzy, dwa , jeden , idę. Wstrzymałam oddech gdy tylko byłam obok niego. Okropne uczucie. Jestem już przed nim, nareszcie. Najgorzej że mógł mnie rozpoznać po moich czerwonych końcówkach. Ale nie ja to nie ja, ja jestem Shannon , zobaczcie że to moja kurtka, a tylko zapuściłem i przefarbowałem włosy!
-Alex...-ledwo usłyszałam szept Gerarda. Dziwne ale...trochę się cieszyłam że słyszę jego głos.Przyśpieszyłam kroku. -Alex.-poczułam oddech na karku.
-Gerard, błagam pozwól mi iść.-znów ruszyłam przed siebie. Jeszcze tylko mi dziś Gerarda brakowało. Złapał mnie za rękę.
-Alex...Czemu ty chcesz uciec? Czemu tu jesteś? -spuściłam wzrok. - odpowiedz mi.
-Gee, ja nie chcę o tym mówić, proszę , zostaw mnie. - spojrzałam mu w oczy . Dopiero teraz dostrzegłam jego twarz. Zmęczona, nie wyspana, patrzył na mnie wzrokiem który chciał przeprosić, chciał by wszystko było od nowa, tak jak ja.
-Dlaczego...ty nie chcesz mnie znać, nie chcesz ze mną rozmawiać?-zadawał pytania jak małe dziecko.Skąd on je wytrzasnął? Poczułam jak jego ręka puszcza moją. Poszłam przed siebie, ale wiedziałam że on tam stał. Zawróciłam się do niego.
-Posłuchaj mnie raz a porządnie. To co się wydarzyło w ostatnie dni wakacji, załamało mnie, straciłam zaufanie. Do ciebie i także bałam się zaufać innym. To nie jest tak że chcę Cię wymazać z pamięci raz na zawsze. Bo wspomnień się nie da usnąć. Ale wszystko co mi się kojarzy z tobą, sprawia mi psychiczny ból. I mimo że sądzę że czasami przesadzam, nadal się Ciebie boje. Tak Gerard boję się. Przedtem byłeś dla mnie jak brat, a teraz jesteś kimś...kimś kogo za razem chcę i nie chcę znać - sama nie wierzyłam w co mówię. Przecież tak na prawdę to chciałam cofnąć czas, i nadal się z nim kolegować. Łzy spływały mi po policzkach.-tylko proszę Cię, pozwól mi sobie to wszystko ułożyć. Nie powiem Ci teraz co się dzieje , czemu tu jestem. Nie wypłaczę Ci się w rękaw bo wiem że to nie ma sensu. Powinnam się nie poddawać, i żyć dalej, tak jakby się nic nie stało. Okłamywać innych że wszystko jest okej , a tak na prawdę NIE JEST!-nie wiem co się ze mną działo.-rozumiesz? NIC NIE JEST OKEJ. Wszystko runęło! Całe moje życie wywróciło się do góry nogami! - patrzył na mnie z szokiem w oczach. - i proszę. Nic sobie nie zrób , z mojego powodu , błagam.- podeszłam do niego, pocałowałam go w jego rozczochrane włosy, i zawróciłam się do domu. Znów czułam się jak w transie.
                Przed chwilą, rozmawiałam z kimś, o kim tak "bardzo chciałam zapomnieć", ba! Nawet go pocałowałam. Do domu wparowałam z hukiem. Weszłam do pokoju, ignorując obydwu Leto,i zasnęłam w ubraniach.
                 Następnego ranka, znów obudził mnie Shannon. Tym razem pukał do drzwi.
-Tak? - mruknęłam.
-Alex. Ja z Jaredem musimy pojechać do miasta, więc zostajesz sama w domu. Wrócimy za jakieś 3-4 godziny.
                Zwlekłam się z łóżka , pomachałam do Shanna  a nawet i do Jareda na pożegnanie. Wyjęłam miskę , nalałam mleka, dosypałam płatki, i zaczęłam jeść moje  śniadanie. Rozległ się dzwonek do drzwi.
-Otwarte! - krzyknęłam.
                 Usłyszałam jak ktoś zamyka drzwi, po czym wyciera buty, i je zdejmuje. Po chwili w kuchni stał , już wcześniej spotkany, Gerard, a ja zastygłam z łyżką w ręku.
------------
Przepraszam że rozdział taki do dupy :C

środa, 15 lutego 2012

14

     Byłam jak w transie. Usiadłam na ławce, i schowałam twarz w dłonie. Los Angeles? Dlaczego muszę tam znów jechać? Przecież rok szkolny nadal trwa... Poczułam rękę na moich plecach, która po chwili przycisnęła mnie w u sileniu przytulenia. Poczułam przeszywający ból, najprawdopodobniej od tego całego zamieszania z wczoraj.  Wstałam, nie patrząc na Jareda.
-Tylko się pożegnam.-powiedziałam cicho.
               Podeszłam do Leny. Dałam jej mocnego przytulasa. Starałam się mrugać szybko, by łzy nie poleciały z moich oczu.
-Wracam...-szepnęłam gdy się puściłyśmy.
-Do LA?-spytała zszokowana. Pokiwałam głową.
-Pa...mam nadzieję że będziemy w kontakcie...-machałam ręką schodząc w dół za Jaredem.
                Gdy tylko znaleźliśmy się na placu szkolnym, zobaczyłam jakiś bardzo dobry samochód. Zapakowany moimi rzeczami.
-Wspaniale po prostu wspaniale...-westchnęłam i z niechęcią wsiadłam do środka.
                 Przez pierwszą godzinę jechaliśmy w ciszy. Byłam zła, nie wiem nawet na kogo. Miałam po prostu ochotę wyskoczyć z tego pieprzonego samochodu i wrócić do mojego małego domu. I dlaczego Jared po mnie przyjechał? Chciało mu się jechać taki kawał drogi, i płacić za bilet? Oh, jeszcze przecież za mnie będzie wydawał kasę.
-Jesteś głodna? Możemy się gdzieś zatrzymać.-odezwał się Leto.
-Nie ,nie jestem.-odburknęłam.
-Musisz coś zjeść.-powiedział stanowczo.
-Nie mam apetytu! Nie będę jeść na siłę, rozumiesz?!- wybuchłam.
-O co Ci chodzi?!-najwidoczniej  kierowca też się zdenerwował.
-O co mi chodzi? Mi ? Zupełnie o nic ! O niczym więcej nie marzę, niż tylko wracać tam gdzie za wszelką cenę nie chciałam już być! I patrzeć na to jak wydajecie pieniądze, na mnie! Z resztą po co po mnie przyjechałeś?
-Przecież mówiłem że twoja mama mnie prosiła! - i cisza.
                 Nikt z nas nie chciał już rozmawiać. Tak to bynajmniej wyglądało.
-Alex... Dlaczego ty chciałaś ...-przerwałam mu.
                Czyli mama mu powiedziała że chciałam się zabić? Po prostu świetnie, wspaniale...
-Nie ważne. Nie chcę o tym rozmawiać. Jedź.
-Mi możesz powiedzieć...-i po raz kolejny mu przerywam.
-Ale nie chcę! Nie zrozumiałeś za pierwszym razem, to ile mam ci powtarzać!Sto razy? Tak? Dobra! Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę o tym rozmawiać ,nie chcę o tym rozmawiać...
-Przestań już, po prostu się o Ciebie martwię.
-No właśnie widzę jak się o mnie martwisz. Patrz na drogę.
-Ale Alex...
-JEDŹ!- krzyknęłam i wyciągnęłam telefon, podłączyłam słuchawki. Odwróciłam się do okna.
                Tak minęła droga na lotnisko. Oczywiście zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji, by załatwić swoje potrzeby, i kupić coś do jedzenia. Tak zjadłam coś, bo najwyraźniej od samego gadania zgłodniałam.
                 Wysiedliśmy z samochodu, który został odebrany przez jakiegoś pana w czarnym, przekazaliśmy bagaże i szybko udaliśmy się do samolotu.
                 Lot  przebiegł w ciszy. Ja miałam słuchawki w uszach, a Jared bawił się swoim blackberry.
-Zaraz wylądujemy w przepięknym Los Angeles. Mamy nadzieję że podróż minęła pozytywnie.-zaapelowała stewardessa.
-Tak,bardzo pozytywnie, po prostu skaczę ze szczęścia że tu jestem.-mruknęłam pod nosem, kiedy udało mi się zrozumieć co mówiła sztucznie uśmiechnięta pani , bo jej głos się mieszał z śpiewem Matthewa z MUSE.
                     Po odebraniu walizek, udaliśmy się na plac przed samolotem. Czekał na nas tam Shannon, i chyba tylko z tego że go znów widzę się cieszyłam.
-Hej mała! - wskoczyłam w jego umięśnione ramiona. No uwielbiam go!
-Cześć ! Boże jak miło Cię znów widzieć! -powiedziałam, kiedy już skończyliśmy się przytulać.
                     Znów pakowanie bagaży do bagażnika. Wyjechaliśmy samochodem Shanna, zdążyłam wyjąć telefon i napisać do Leny.
"Jestem już w LA.  Podróż nie minęła za dobrze, jednak już jest lepiej" - wysłałam.
                      W domu znaleźliśmy się w ciągu 10 minut. Dostałam ten sam pokój w którym spałam po odejściu z domu Gerarda. Rozpakowałam się i zostałam zawołana bym zeszła na dół. Chłopcy postanowili zaprosić Tom'a i Vicki na kolację. Oczywiście powitali mnie z uśmiechami na twarzach, bo to przecież tak fajnie że wróciłam. Może dla nich, na pewno nie dla mnie. Tomislav pomógł dla Shannona zrobić dania.  Jared gdzieś się ulotnił, a ja i Vicki usiadłyśmy przed telewizorem. Nigdy wcześniej z nią nie rozmawiałam. Przedstawiłyśmy się nawzajem , a potem już gadka sama się ciągnęła. Opowiadała mi różne zabawne historie z jej życia, na które się śmiałam, tak by nikt nie zauważył mojego samopoczucia po tych wszystkich wydarzeniach. Ciekawe czy Mofo i Bosanko wiedzą o tym co się  ze mną dzieje i działo...
-Tada!- triumfalny okrzyk Shannona, przywrócił mnie z życia w swoich myślach.
                  Stół był pięknie nakryty, dania wyglądały smacznie, i były także przygotowane dla królika (czyt. Jareda).  Wzięłam się za jedzenie. Smakowało mi.
-Tomo ty na prawdę potrafisz dobrze gotować! - powiedziałam .
-Dzięki - uśmiechnął się.
-Ekhm...- skierowałam oczy na oburzonego Shannona.
-Oj ty też! - zachichotałam.
-Zaraz wracam!-oznajmił zwierzak.
                    Po chwili usłyszałam brzdęk butelek, które sekundę później pojawiły się na stole. Wszystko by było okej gdybym tylko nie poczuła zapachu. Piwo. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zauważyłam jak Jared patrzy morderczym wzrokiem na Shannona, który z resztą już chyba zrozumiał o co chodzi.
                      Ten zapach przypominał mi tyko o jednym. Przed oczami pojawił się obraz Gerarda. Przecież jestem w Los Angeles. On tu mieszka. On tu jest...
-Alex? Wszystko okej? - spytała mnie się Vicki.
-Tak.. Tylko chyba straciłam apetyt....-odparłam-ja..  pójdę do pokoju...
                      Powoli wchodziłam na górę. Znów się zaczyna. Wspomnienia. Są takie... trudne do usunięcia. Podeszłam do okna w mojej sypialni.
                       Gdzieś tu. Gdzieś w tym mieście siedzi sobie Gerard Way. Przecież mogę go tu spotkać. Mogę go znów zobaczyć. Wybaczyć mu? Nie. Nie mogę. Nie dam rady, nawet coś do niego powiedzieć. Zaufanie w moim przypadku już nie istnieje. Bynajmniej dla niego już nie zaufam. Zasłoniłam roletę.
-Alex! Zejdź, proszę. - usłyszałam głos Tom'a.
                      Wyszłam poza swój pokój, i tak jak mi kazano, pojawiłam się na dole. O dziwo, czułam kwiaty.
-Posłuchaj. Przepraszam, za .. sama wiesz co. Zrobiłem błąd, jeszcze bardziej Cię dobijając...-zaczął Shannon.
-I my też. Nie wiedzieliśmy o co chodzi, dopiero przed chwilą się dowiedzieliśmy....-powiedziała Vicki.
-Nie macie za co przepraszać! Nic nie zrobiliście. A wspomnienia to wspomnienia, zostaną na zawsze, chyba że utracę pamięć.- zachichotałam i złapałam się za kark, co było złym postąpieniem. Syknęłam z bólu.
-Alex...Co Ci jest?-zapytał Jared który był naprawdę zaniepokojony .
-Nie. Mi nic nie jest, ja po prostu...udam się do pokoju...-zaczęłam się oddalać cały czas mówiąc.
-O nie , nigdzie nie idziesz. Masz nam to wytłumaczyć.-młodszy Leto złapał mnie za ramię. Pech chciał że w miejsce gdzie miałam najbardziej poranioną rękę.
-Aua!- krzyknęłam z bólu. Puścił.  Nagle mój rozpinany sweterek, opadł w dół, zostawiając  mnie w samym krótkim rękawku. Wszyscy zobaczyli szramę i zaczerwienione miejsce. Mieli zszokowane twarze. -Ja pójdę na górę...-po paru sekundach byłam już w swoim pokoju, i leżałam w  łóżku.
-I niby jest wszystko okej? Kogo ty oszukujesz Olka? - zapytałam samą siebie.
                   Po jakichś 30 minutach, usłyszałam głosu z dołu, jak Tomo i Vicki wychodzili z domu. Po chwili usłyszałam pukanie drzwi.
-Nie wchodzić. - powiedziałam.
                 I tak ktoś wszedł, oczywiście Jared, zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku,  odwrócony twarzą do mnie.
-Alex. Powiedz co się stało. - zaczął.
-Nie. - odwróciłam się do niego.
-Ale jak powiesz to będzie Ci lepiej!- potrząsną mną, przy okazji zbliżając się do mnie. Zauważyłam że miał inny zamiar, bo jego usta zawędrowały niebezpiecznie blisko moich. Patrzył się prosto w moje przemęczone oczy. W ostatniej chwili się ocknęłam. Jeszcze sekunda i doszło by do pocałunku. I co mnie jeszcze bardzo zdziwiło , gdy był tak blisko mojej twarzy poczułam alkohol.Odepchnęłam go z całej siły,  tak że z hukiem upadł na podłogę.
- Popierdoliło Cię?! To miało mi pomóc?! - krzyczałam ze złości. Bardzo opiekuńczy Jared, och naprawdę.- Co?! Zachciało Ci się popieprzyć?! Nie dość że jesteś już wstawiony, to sprawiasz jeszcze większe kłopoty! Zepsułeś wszystko! Chcesz wiedzieć co się stało?! - usłyszałam jak ktoś szybko wchodzi po schodach.W drzwiach widniał już Shannon.-Chcesz?! - kontynuowałam. - I tak pewnie nic nie zrozumiesz, bo piłeś, ale słuchaj. Pobili mnie. Tak, pobili! Śmiali się ze mnie, mimo że nic im nie zrobiłam! To był powód dla którego chciałam się zabić! A teraz wyjdź! Wszyscy wyjdźcie! Zostawcie mnie samą! - nie wyszli, patrzyli na mnie zszokowanym wzrokiem. Do Jareda chyba już coś dotarło. - WYJDŹCIE! - powtórzyłam. Posłuchali się.
                  Przez jakieś pół godziny słyszałam jak Shannon darł się na swojego brata. Potem już zasnęłam. I tak się skończył dzień, w którym wszystko miało wyjść na prostą. Przecież wyjazd do LA mi pomoże. Bardzo mi pomógł. Chyba jedynie w dalszym pogrążaniu się.
                   Jared? Stał się inny. W ciągu jednego dnia, to wręcz nie możliwe,a jednak. Zaszedł za daleko. Może to tylko przez alkohol...ale i tak mnie wkurzył. W szkole,w samochodzie, w samolocie i w domu. Chyba jedynym osobom którym mogę teraz zaufać to Lena i Shannon...
----------
Ach, wiem że można zasnąć czytając ten rozdział ;/
Jest taki długi i bez ładu i składu -.-
Za błędy przepraszam, sprawdzane na szybko.

sobota, 11 lutego 2012

13.

 Ogólnie to można bez tła,bo niezbyt je dopasowałam, ale miało być to MCR-The Ghost Of You

MIESIĄC PÓŹNIEJ
*** ( z punktu widzenia Gerarda)
-A teraz, przed wami wystąpi zespół My Chemical Romance! Powitajcie ich brawami!-powiedział organizator całej imprezy.
                   Poradzę sobie prawda? Podczas śpiewania starałem się czerpać radość z widowni. Wszystko szło gładko. Chłopaki dali dobry występ. A czy mi się udało ucieszyć ludzi pod sceną? Przyszedł czas na "The Ghost Of You".  Postanowiłem jednak zrobić specjalną dedykacje.
-Ta piosenka będzie zadedykowana, dla pewnej osoby, za którą tęsknie, i chciałbym ją przeprosić za to co dla niej zrobiłem.-pojawiły się zdziwione twarze, zaciekawione oczy patrzące na mnie. Na szczęście na rozpoczęciu piosenki wszystko się zmieniło.
                   Koncert się skończył. Wszyscy weszliśmy za kulisy. Od razu rzucił się na mnie Frank.
-Zwariowałeś? Po cholerę Ci ta dedykacja! Teraz będą cały czas się nas czepiać!-prawie krzyczał.
-Nie ważne. Nie zrozumiesz.-rzuciłem oschle i udałem się do naszego autobusu.
                    Spojrzałem w lustro. Wyglądałem okropnie. Smutne oczy, nie wyspana twarz, rozczochrane czarne włosy. I co ja ze sobą zrobiłem? I co ja ze sobą zrobię...
***(z punktu widzenia Alex)
-Nie wracasz do domu?- Lena spojrzała na mnie dziwnie. Przed chwilą skończyła się ostatnia godzina lekcji w tym dniu.  Właśnie w poniedziałki siedzimy do około 16 w szkole.
-Muszę zanieść zeszyt do pani od biologii, bo zapomniałam jej wczoraj oddać. Wracaj sama , nie czekaj na mnie- uśmiechnęłam się.
-No dobra, to pa!-pomachała mi gdy już wychodziła do szatni.Odmachałam,  i złapałam już schodzącą na dół panią .
-Proszę, mój zeszyt, przypomniałam sobie , że trzeba było zanieść.-kobieta skinęła głową, wzięła to co jej dałam i pożegnała się.
                   Schodząc po schodach słyszałam, że ktoś za mną idzie. Po chwili zorientowałam się że to nie jedna osoba , a kilka. Postanowiłam że nie będę uciekać, będę szła normalnym tempem.
-A teraz patrzcie co zrobię!-ktoś popukał mnie w ramię. Odwróciłam się.Zanim zdążyłam coś powiedzieć, wielka pięść wylądowała na moim policzku. Próbowałam szybciej zejść na dół.
                       Przez moje ciało przeszedł nie przyjemny dreszcz. Poczułam że ktoś się do mnie zbliża. Nagle czuję ogromny ból w okolicach karku, turlam się na dół, jeszcze bardziej siebie obijając , słyszę przytłumione chichoty, a potem nastaje ciemność.
***(30 minut później)
-Ej ty! Wstawaj już! Pieprzone dziewczyny wdają się w jakieś bójki... Jakie to nie wychowane.-jakaś, najwyraźniej nie miła, sprzątaczka coś do mnie mówi. Podnosząc się z ziemi czułam okropny ból.
                   Kuśtykając udałam się do szatni, ubrałam się, po czym ruszyłam do toalety.W lustrze zobaczyłam że moja twarz jest pokryta krwią. Szybko ją zmyłam, by moja mama nie miała podejrzeń.
                   Wracając do domu, szłam ze spuszczoną głową, by ludzie nie widzieli jak płaczę. Nie rozumiem tego świata, dlaczego się tak wszyscy na mnie uparli?!  Kiedy tylko weszłam do mieszkania , zostawiłam telefon na ławie, i szybko uciekłam do swojego pokoju. Tak się składa że mam szczęście mieć w nim łazienkę. Zostawiłam otwarte drzwi, bo niestety nie da się ich do końca zamknąć.
                    Rozpłakałam się. Starałam się cicho , ale się nie dało. Może mama nie usłyszy? Tata był w pracy. Oni zresztą też się mną nie interesują. Wróciłam przecież ze spóźnieniem. A szkoła? Istna tragedia, wszyscy przeciwko mnie. Nic im przecież nie zrobiłam! Cholera jasna! Nie chce takiego życia! Nie chcę być "zamknięta" przed innymi! Chcę by traktowali mnie normalnie, nie jak inną, głupią dziewczynę. Mam ochotę krzyczeć! Ale nie mogę! Mam ochotę cofnąć czas! ALE NIE MOGĘ! Dlaczego wszystko jest takie skomplikowane?!
                    Spojrzałam na szafkę, z lekami i innymi takimi. Wstałam i drżącą ręką, otworzyłam ją. Rozejrzałam się po niej. Na końcu półki była mała fioletowa buteleczka. Niby taka zwykła. Wzięłam ją szybko. Wysypałam kilka tabletek na rękę. Tabletki nasenne. Może wystarczy że je wezmę, zasnę, i wszystko będzię dobrze. Ktoś wpadł do pokoju. Z dłoni pigułki spadły na podłogę. Mama szybko mnie przytuliła.
-Dziecko, co ty chciałaś sobie zrobić... Kochanie...-głaskała mnie po głowie.Zaczęłam wypłakiwać się jej w ramię. Nie chciałam mówić co się stało na wakacjach, i  co się dzieje teraz.
                    Nagle poczułam że moje powieki robią się coraz cięższe.  Mama chyba się zorientowała, położyła mnie do łóżka, jeszcze zebrała tabletki, i zgasiła światło. W ciągu pięciu minut zasnęłam.
                    Gdy się obudziłam , pierwsze o czym się zorientowałam to to że nie mam telefonu i odrobionych lekcji.  Trudno. Ubrałam się, i ruszyłam do kuchni na śniadanie. Poczułam zapach naleśników, co mnie ucieszyło. A jeszcze bardziej byłam szczęśliwa gdy zobaczyłam tatę. Wyściskałam go.
-Mamo wiesz gdzie mój telefon?- zapytałam. Przez chwilę zobaczyłam jakby się wzdrygnęła.
-Tak, leży na stole.-rzuciła szybko.
                    Wyglądało to dla mnie bardzo..hm.. tajemniczo. Tak jakby coś ukrywała. No nic, zjadłam śniadanie, wzięłam telefon, MP3 , plecak i ruszyłam do szkoły. Dziś też mieliśmy do późna. Akurat do 15. Tym razem wrócę z Leną.
                     Dzwonek na dużą przerwę. Zobaczyłam że mam jedno nie odebrane połączenie od mamy. Gdy tylko zeszłam wzrokiem w dół listy połączeń, oczy zrobiły mi się momentalnie duże. Na wyświetlaczu, było pokazane że wczoraj o godzinie 21:24, została wykonana rozmowa do młodszego Leto. Pomyślałam że może ktoś wybrał numer przez przypadek. Ale dzisiejsze zachowanie mamy gdy ją zapytałam o telefon..
-Ej, Olka patrz, jakiś zakapturzony koleś się na Ciebie dziwnie patrzy...a z resztą on ma okulary, ale wygląda tak , jakby Cię obserwował....-Lenka coś do mnie zaczęła mówić.
-Co , gdzie?-przyjaciółka wskazała na jakiegoś mężczyznę.
                    Chciałam go zignorować, ale pokazał mi palcem, żebym do niego przyszła. Zrobiłam tylko minę, oznajmującą że nie wiem o co chodzi. Naglę nieznajomy uchylił lekko okulary. Poznałam te oczy...To był Jared... Na chwilę zapomniałam jak się nazywam. Wszystko staneło w miejscu. W końcu podniosłam się i podeszłam.
-Dlaczego tu jesteś?!- wyszeptałam, ciągnąc go na bok.
-To ty nic nie wiesz?-pokręciłam przecząco głową.-Przyjechałem po ciebie, bo twoja mama mnie prosiła.Wszystkie bagaże są w samochodzie. Wracasz do Los Angeles...
-----------
Taadaa! Wena wraca! Wiem, miałam napisać dłuższy, ale warunki nie dopasowały :C A i jeszcze taka atmosfera (smutna) może potrwać przez parę rozdziałów.
                 

czwartek, 2 lutego 2012

12

                        Już jutro się zaczyna szkoła. Od przyjazdu do domu, widziałam się z Leną. Opowiedziałam jej wszystko. Co się stało że wróciłam wcześniej.  Kontakt z kolegami z L.A. ? Ciągle piszę z Shannonem. Czasem z Jaredem. Okazało się że "Teraz jest nudno w mieście" .  Raz zebrałam się na odwagę i napisałam do Mikey'a by dowiedzieć się o Gerardzie. Czy nadal pije, i czy popadł w depresje. Ledwie to wysłałam. Ba! Ledwo to napisałam! Na szczęście Michael odpisał że nie, ale i tak jest bardzo przygnębiony.
                       Mówiłam że chcę zapomnieć o całych wakacjach.  Najbardziej chcę zapomnieć  o Way'u. Nie o innych. Tylko o Gee. Tylko. Dlatego na drugi dzień powrotu do miasta postanowiłam zmienić wystrój pokoju. Wszystkie plakaty z MCR poleciały do kosza. Nie chciałam puścić w nie pamięć zespół. Ale on bardzo mi przypominał ich wokalistę. Piosenek już też nie mam. Czy będę żałować? Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Może?
                       Stosunki między mną a ludźmi :  w mieście ,a nawet w internecie , się zmieniły. Niektóre na negatywne, lecz niektóre na pozytywne. Między innymi wzrosła ciekawość o mojej osobie. Niezbyt mi się to podoba.
                       Podobno będę miała nowe osoby w klasie. Jak mnie przyjmą? Może po prostu...Nie będą nic wiedzieć, że piszę ze znanymi osobami, że mieszkałam u Gerarda... Jutro się dowiem.
***( z punktu widzenia Gerarda)
-Gerard? Gerard! Cholera jasna, ogarnij się człowieku, mamy próbę, a ty siedzisz jak kołek i patrzysz się w nic! - Frank machał mi ręką przed oczami. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Cały czas mam wyrzuty sumienia. Gdybym tylko porozmawiał z Alex, może by mi ulżyło. Nawet przez telefon. Nie. Nie potrafię tego zrobić. I tak by pewnie nie odebrała.  Nie wiem o kogo mam się bardziej martwić. O siebie czy o nią. Nie znaczy dla mnie nic więcej niż bardzo dobra przyjaciółka, a codziennie potrafię się wyłączyć na godzinę, przez nią. Czy na pewno przez Alex? Chyba przez to ,co dla niej zrobiłem...
-Ah, przepraszam, ja po prostu...
-Nie tłumacz się! Nie długo mamy zagrać jeden, pojedynczy koncert, a ty się nie chcesz nawet postarać. Weź się w garść chłopie!- opuściłem głowę, tak że czarne włosy zakryły moje oczy. Zacząłem szybko mrugać. "Weź się w garść chłopie" . Jak mam się wziąć w garść, skoro sam żal mi nie pozwala!
-Frank , pozwól na chwilę...-usłyszałem Mikey'a. Ach tak! Iero nic nie wiedział co się stało. Ray wiedział, więc poklepał mnie po plecach, i udał się za drzwi. Zostałem sam.
                  Nie dam rady na koncercie. A przecież miałem się nie załamywać. Usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Gdy zobaczyłem  nazwę nadawcy , oczy momentalnie zrobiły mi się większe. Alex.
***(z punktu widzenia Alex)
              Wysłać czy nie? Jak to napisać? Chcę aby ten sms był ostatnim, bo nie chcę z nim pisać. Wdech , wydech. Wybrałam "nowa wiadomość" , odbiorcę "Gee" , i wpisałam treść : "Nie załamuj się, ani nie bądź przygnębiony.Nie będę więcej pisać." Przycisnęłam napis "wyślij" . Szczerze, to po tym jak na mnie patrzył na lotnisku, zrobiło mi się go żal. Ale, nie chcę o nim pamiętać. Będzie mi się kojarzył tylko z jednym. Tym dniem, w którym , straciłam zaufanie.
***( z punktu widzenia Gerarda)
               Nie zawiodę jej. Nie. Wezmę się w garść. Wyszedłem za drzwi do chłopaków.
-To zaczynamy?- zapytałem z uśmiechem. Spojrzeli na mnie zdziwieni, ale pokiwali głową. Ostatnią piosenką na próbie była "The Ghost Of You". Przy której  się zaciąłem. Tak bardzo mi przypominała Alex. Znów się zaczęło. Przecież mam się nie załamywać. Ale ona chce o mnie zapomnieć...*
***(z punktu widzenia Alex)
-Ola! Wstawaj!-nie chętnie obróciłam się na drugi bok.-WSTAWAJ!
-Juuż. - mruknęłam. Umyłam się, uczesałam i ubrałam w galowy strój. Wzięłam ze sobą bransoletki od Jareda, i nałożyłam na rękę. Gdy szłam do szkoły, napisałam do Shannona:
"Idę do szkoły. Pierwszy dzień. Ugh..."- nie zważałam jaka u niego godzina. Uwielbiałam z nim pisać.
              Gdy tylko weszłam do szkoły, czułam na sobie spojrzenia i słyszałam szepty za plecami. "To ta sławna" , "Będzie się przechwalać". Starałam siebie kontrolować. Kiedy skończyło się przemówienie dyrektora, udaliśmy się do klas. Siedziałam sama, bo Leny nie było, ponieważ zachorowała. Zawsze z nią siedzę,a teraz tak samotnie. W końcu mogliśmy wyjść. Oczywiście wyrwałam się pierwsza, i ruszyłam pewnym krokiem do wyjścia. Nagle upadłam na zimne szkolne płytki. Ktoś podstawił mi nogę. Rozległy się śmieszki. Z szklanymi oczami wyszłam z budynku szkoły. Udałam się do parku, i usiadłam przed jeziorkiem, pod jednym z drzew. Dlaczego nikt mnie nie lubi? Co ja im takiego zrobiłam? Łzy leciały mi ciurkiem.Wybrałam numer do Jareda i do niego zadzwoniłam.
-Halo?-odpowiedział mi zaspany głos.
-Jared? - pociągnęłam nosem -Przepraszam że tak wcześnie dzwonie...
-Co się stało?-przerwał mi już całkiem rozbudzony Leto.
             Opowiedziałam mu wszystko. Doszłam do wniosku że do Jareda mogę się wypłakać kiedy tylko chcę. Jared jest do pocieszania, śmiania się, poważnych rozmów i wypłakiwania się. Natomiast Shannon do podwójnego śmiania się, przytulania, pisania sms'ów, gadania całe godziny i pocieszania. Uwielbiam ich.
-Gdybym tylko przy tobie był to bym Cię wyściskał za wszystkie czasy! Wszystko będzie dobrze.. Nie płacz już!- uśmiechnęłam się.
-Dobra, idź spać, ja wracam do domu, dziękuje, pa. -rozłączyłam się.
*** ( z punktu widzenia Gerarda)
               Siedziałem na dachu z gitarą , i patrzyłem się w gwiazdy. Życie jest trudne.... Losowo uderzałem w struny, próbując by powstał jakiś rytm.Odłożyłem ją, bo nie potrafiłem grać. Zacząłem śpiewać "Famous Last Words". Nie wytrzymałem. Zacząłem płakać.  Tak ja, Gerard Way , płaczę.
Can you see
My eyes are shining bright
Cause I'm out here
On the other side
Of a jet black hotel mirror
And I'm so weak
Is it hard understanding
I'm incomplete?


               Alex. Widzisz? Nie tylko twoje życie wywróciło się do góry nogami....

-----------------
zdanie nawiązuje się do tego tekstu.
*I never said I’d lie in wait forever
If I died, we'd be together now how
I can’t always just forget her
But she could try

Dobra, rozdział do dupy , wiem , wiem , przepraszam.