-Czy my przed chwilą...-oszołomiona całym wydarzeniem, próbowałam złapać oddech.
-Tak...Chyba tak...- powiedział Gerard.
Pocałowaliśmy się. POCAŁOWALIŚMY. Serce biło mocno. Mocniej niż kiedykolwiek. Ręce zaczęły mi się pocić.
-I to wszystko przez...ciastka? - zapytałam.
-Umm...Tak..? - spojrzałam mu w oczy, i lekko się zaśmiałam.
-O Boże...Haha...Niemożliwe. Wprost nie możliwe...-potrząsałam głową. - I co teraz?
-No właśnie... Nie wiem...Heh...-w tym momencie zadzwonił telefon. Oczywiście mój.
-Tak?
-GDZIE TY DO CHOLERY JASNEJ JESTEŚ?! DO DOMU! JUŻ!!! - odsunęłam słuchawkę od ucha, by nie słyszeć krzyków Jareda. Spojrzałam tylko na Gerarda i wywróciłam oczami, na co się zaśmiał, ale ja tylko zasłoniłam mu ręką usta, bo w każdej chwili Jay mógł to usłyszeć.
-Już idę ...- westchnęłam i się rozłączyłam. - Muszę uciekać.- wstałam i podeszłam do drzwi.
-Pa.- powiedział , odpowiedziałam tym samym. Kiedy już tylko nacisnęłam klamkę, szybko się odwróciłam i pocałowałam czarnowłosego w policzek. Uśmiechnął się.
Przed jego domem, zaczęłam sobie podskakiwać ze szczęścia. Nie wierzę w to co się dzieje. Gerard przecież dla mnie zbytnio dużo nie znaczył. Był dla mnie przyjacielem. Dobrym przyjacielem. Bardzo dobrym przyjacielem. Może trochę za bardzo....
***
-Jestem! - krzyknęłam kiedy zdejmowałam buty już w domu.
-Nareszcie! Gdzie ty byłaś?! Mogło Ci się coś stać ?! Dlacz...- zaczął Jared.
-Zamknij się.-uciszyłam go gestem ręki i udałam się do pokoju.
Włączyłam MP3 i rozłożyłam się na wielkim łożu, ale tuż po chwili zachciało mi się pić. Poczłapałam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki. Shannon siedział na kanapie , oglądając jakieś denne programy telewizyjne. Jared gdzieś uciekł.
-Shannon? Która godzina? - zapytałam się go.
-16.- odpowiedział.
-Dzięki.
***
I znów siedziałam sobie w pokoju, nudząc się jak ..jak... no nie wiem. Postanowiłam zadzwonić do Leny.
-Halo? - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki
-Lena! Dobrze Cię słyszeć!
-Ola? O Boże, tęsknie! Co tam u Ciebie? Żadnych kłopotów z ...
-Nie musisz już bać się rozmawiać ze mną o Gee. Jest dobrze. Z nim oczywiście. No i ze mną. To znaczy, no wiesz, między nami jest już OK. Nawet coś więcej..chyba...
-O MATKO!!! JESTEŚCIE RAZEM?!
-Hej , hej , zagalopowałaś się trochę.. - prychnęłam śmiechem. - pocałowaliśmy się. Nie wiem, czy coś z tego będzie, może...
-Aww...A jak tam z Leto? - westchnęłam słysząc te słowa.
-Jared stał się cholernie nad opiekuńczy, nie pozwala mi się spotykać z Gee, i ogólnie jest...głupi. Shannon jak zawsze fajny,szalony i śmieszny.
-Słuchaj muszę kończyć. Trzymaj się tam. I Jaredem się nie przejmuj.
-Nie będę się przejmować. Okej , to pa! - rozłączyłam się.
*puk puk*
-Z kim rozmawiałaś. - Jay. Kiedyś to go chyba uduszę.
-A co Cię to obchodzi?
-A jak myślisz? Jesteś u nas, pod opieką. Musimy o Ciebie dbać i uważać żeby tobie nic się nie stało.
-No dobrze, ale to nie znaczy żebyś wiedział wszystko. Chcę choć trochę prywatności! - podniosłam głos.
-Zmień swój ton mała. - o nie Leto. Tak się bawić nie będziemy.
-Bo co mi zrobisz? Uderzysz? Śmiało! Zniszczysz mi bardziej życie? Proszę, dawaj! Zepsujesz mi to, co właśnie odbudowuje? Zrób to! Możesz mnie zniszczyć, ale ja się nie poddam.
-Wiesz czemu to „wszystko“ robię? Bo chcę Cię ochronić. Rozumiesz? Dbam o Ciebie. Boję się że tobie coś się stanie. Przecież w Los Angeles to całe wydarzenie, od którego chciałaś się zabić , się wydarzyło!
-Jeśli ta pomoc ma tak wyglądać, to dzięki, nie skorzystam. - rzekłam sucho.
-Dlaczego kiedy chcę zrobić coś dobrze, to zawsze jest nie tak jak ma być?!
-Bo zapewne robisz to źle. Leto. -wyszłam z „mojego“ pokoju.
***
-Cześć - przytuliłam się do Gerarda. Znów uciekłam z domu, pod wymówką, tym razem że „ poszłam do miasta na zakupy“, do Gee. Niemożliwe, że zaczynam za nim tak mocno tęsknić po jakimś jednym dniu. Zamieszał mi w głowię jak nikt inny.
-Hej, znów zwiałaś?
-Tak... A co innego bym miała tam do roboty?
-No na przykład... byś pogadała sobie z Jaredem, Shannonem...
-Proszę Cię. - prychnęłam śmiechem.
-Chodź na dół! - powiedział, a ja posłusznie za nim ruszyłam.
Myślałam że mnie do jakiejś piwnicy zaciągnie, a tu ukazało się mini studio. Podał mi elektryczną gitarę, podstawił mikrofon pod mój nos, a sam wziął drugi.
-He? Co mam grać? Waszą piosenkę? - pokiwał głową.
Zagrałam „ Fuck The Whole Wide World“ ,i razem zaczęliśmy śpiewać.
-Come on, come on and fuck this whole wide world! - wykrzyczeliśmy. Świetnie się przy tym bawiłam.
Zagrałam jeszcze parę piosenek MCR, aż w końcu , ze zmęczenia, opadliśmy na podłogę, a ja jeszcze parodiowałam Franka, i zaczęłam się tarzać z gitarą, na co Gerard wybuchnął nie pohamowanym śmiechem.
-Masz może wodę? - zapytałam.
-Mam , ale jest na górze. Chodź. - pomógł mi wstać.
Usiedliśmy na kanapie, a Gee włączył wieżę , w której leciało akurat „ Green Day - Time of Your Life“. Lekko oparłam się o Gerarda, położyłam się na kanapie, i po chwili moja głowa była na jego kolanach. Głaskał powoli moje włosy. Zachciało mi się spać.
-I hope you had the time of your life. - podśpiewywał pod nosem Gee.
Nie zobaczyłam nawet kiedy, ale zasnęłam . Kiedy otworzyłam oczy, byłam przykryta kocem, a Gerard siedział w fotelu.
-Która godzina? - zapytałam zachrypniętym głosem.Chyba śpiewanie na dobre mi nie wyjdzie.
-18 - zerwałam się na równe nogi.
-Muszę już wracać. Inaczej znów będzie mnie czekać gadka Jareda.
-Do zobaczenia , mam nadzieje jutro. - uśmiechnął się.
-Pa! - pomachałam mu ręką na pożegnanie i udałam się do domu.
No to czeka Cię opieprz Olka - powiedziałam sobie w myślach.
***
-O kurwa. - powiedziałam cicho i stanęłam z szeroko otwartymi oczami. - Cześć...Mikey?
-Cześć! - uśmiechnął się. Spojrzałam dziwnym wzrokiem na obu Leto.
-Mikey przyszedł nas odwiedzić, mówi że wpadł tylko na chwilę. - oznajmił Shannon .Zachowałam pokerowy wyraz twarzy, ale w duchu odetchnęłam z ulgą. Myślałam że wie o tym, że spotykam się z Gerardem.
-Ahaa, to ja pójdę na górę...-powiedziałam.
-Nie, nie ty młoda panno zostajesz tu. - rozkazał Jared. Mam go walnąć w ten pusty łeb?!
-Taak, to ja już pójdę, dzięki chłopaki! - pomachał nam Mikey, a ja tylko założyłam ręce i spuściłam głowę w dół. Jak on mógł mnie tu zostawić?! Niech mnie weźmie ze sobą! No i wyszedł.
-Ostatnio zauważyłem, że zaczynasz się robić nieznośna, nie potrafisz się kulturalnie zachować, a przede wszystkim wychodzisz sobie kiedy chcesz i gdzie chcesz, a my o tym najczęściej nie wiemy. Dlatego masz szlaban na tydzień na wychodzenie z domu - patrzyłam na młodszego Leto, jak na worek do treningu boksu.
-Że co?! Nie wytrzymam tyle bez wyjścia na dwór! - choć tak na prawdę to nie wytrzymam tyle bez zobaczenia Gerarda.
-Wytrzymasz. Nie ma innej opcji, więc masz szlaban ,dziękuje za uwagę. - i poszedł na górę.
-Shannon, zrób coś!!! -popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, on tylko wzruszył ramionami.
-Nic nie mogę zrobić, przepraszam, jak się Jared na coś uprze, to już koniec. Ale zobaczysz nie będziemy się nudzić!
-Fajne pocieszenie. Taa jasne, będziemy się bawić w najlepsze.. - westchnęłam i poszłam na górę.
***
Blask księżyca, który padał przez okno, świecił na moje blade ciało. Jeszcze mocnej przytuliłam się do poduszki. I co ja mam niby zrobić? Tym razem przewróciłam się na plecy i wpatrywałam w sufit. Jak może powstać nasz związek z Gerardem , skoro nie mogę się z nim widywać? Chyba że my w ogóle nie jesteśmy razem. Jak mogę się o tym niby przekonać? Przecież jeden pocałunek nic nie znaczy. Jest trzecia w nocy, a ja nie mogę spać. Miłość jest do bani. Choć, może i nie.
Nagle mój telefon za wibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Spodziewałam się kogoś z Polski, a tu dzwonił Gerard.
-Halo? - powiedziałam szeptem.
-Nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć.
-A może...może wyjdziesz na spacer?
-Bardzo chętnie, tylko... mam szlaban.
-Szlaban?
-Na wychodzenie na dwór. No rozumiesz, pieprzone zasady Jareda.
-Ale przecież on śpi prawda? - faktycznie...
-Okej, może mi się uda wyjść. Gdzie jesteś?
-Przed domem, w którym się teraz znajdujesz...- prychnęłam lekko śmiechem.
-Czekaj na mnie. - rozłączyłam się.
***
Pieprzone schody , czy one muszą tak skrzypieć?! Jeśli Leto nie stać na porządne schodki to mnie ma być stać?! Okej. Teraz drzwi. Przekręciłam kluczyk, i sukces! Znalazłam się za zewnątrz!
-Mam jakąś godzinę - dwie. - oznajmiłam dla Gee, który już tam stał.
-Sądzę że wystarczy. - uśmiechnął się.
-Na co wystarczy?
-Zobaczysz. - złapał moją rękę, i udaliśmy się gdzieś przed siebie.
***
-To tu? - zapytałam. Byliśmy na plaży.Słychać było tylko szum fal, a staliśmy tam tylko my. - Pięknie - uśmiechnęłam się lekko.
-Poczekaj jeszcze chwilę, wtedy będzie pięknie. -wskazał na piasek ,abyśmy na nim usiedli. Ja rozłożyłam swoją bluzę na ziemi, bo oczywiście dla mnie za zimno. Och, jaka ja inteligentna teraz będzie mi podwójnie zimno. No trudno.
-Gerard...Czy my...
-Shhh...-Gee postawił palec na moich ustach - Nie jesteś dla mnie już zwykłą przyjaciółką. - spojrzał mi prosto w oczy - jesteś kimś więcej. - złożył lekki pocałunek na moich wargach. Lekko zaskoczona miałam ochotę się oderwać , ale coś mnie jednak zatrzymało. - Kocham Cię Alex. - chciałam już coś odpowiedzieć, ale zostałam z otwartą buzią. Z dwóch powodów. Powiedział do mnie „kocham“ , a drugi to dlatego że słońce zaczęło wschodzić. A widok był naprawdę niesamowity.
Oboje wpatrywaliśmy się jak niebo się robi coraz bardziej jasne. Wiatr lekko rozwiewał nam włosy. A w mojej głowie powstał istny mętlik
***
-Jak to niby możliwe że mnie kochasz? Przecież tamten pocałunek był spowodowany tymi...ciastkami...
-Haha...Wiesz, sam nie wiem czemu. To się czuję ...tak jakoś...
-Fajne wytłumaczenie.
-Ej! - szturchnął mnie lekko.
-No co! - zaśmiałam się.
-Nie nic...Wracasz?
-Tak sądzę.- zerwałam się na równe nogi. Zabrałam bluzę , otrzepałam ją z piachu, i założyłam na siebie.
***
-Pa Gerard.- pożegnałam się z Way’em.-I...przemyśl to wszystko. No wiesz...- pokiwał głową.
-Dobrze, cześć! - pomachał.
Do domu weszłam tak jak wyszłam ,czyli Alex w ciele ninja. Szybko zasnęłam. Najwyraźniej te wszystkie wydarzenia, i zmęczenie tak na mnie wpłynęły.
-------------------------
NAJNUDNIEJSZY ROZDZIAŁ W HISTORII ROZDZIAŁÓW.
Dziękuje za uwagę.
sobota, 17 marca 2012
czwartek, 8 marca 2012
16.
-Cześć - powiedział słabym głosem.
-No cześć, po co przyszedłeś? - wzięłam miskę do ręki i odłożyłam do zmywarki. W międzyczasie Gerard usiadł przy stole.
-Wiesz,chyba trzeba porozmawiać.-odparł i spojrzał mi w oczy. Wzdrygnęłam się. Tak, porozmawiać, ale jak? Ma mnie zamiar przeprosić? A może to ja powinnam...
-A może chcesz herbaty? - nie odpowiedział. - kawy? - ochoczo pokiwał głową. Uśmiechnęłam się na ten widok. Uwielbiał kawę. Pomyślałam , że i sama sobie ją zrobię. Z gotowym napojem, przysiadłam się do stołu. Przez parę minut było tylko słychać mieszanie łyżeczkami kawy. Czułam jego wzrok na sobie, kiedy tylko nasze spojrzenia się krzyżowały, odwracałam wzrok w inną stronę. Serce biło mi mocniej niż kiedykolwiek. Sama nie wiem czemu.
-Chciałem przeprosić - już otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on zwinnym ruchem ręki, wskazał bym mu nie przerywała. - na prawdę , bardzo mocno żałuje tego co się stało, obiecuje że już tego nie zrobię - złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w moje zgubione oczy - chcę by wszystko było od nowa , chcę to wszystko naprawić.- patrzyłam na niego z lekko otwartą buzią. On mówi prawdę. Widzę to w jego oczach. Jego spojrzenie nie może kłamać, prawda? - Wybaczysz?
-Gerard...Tak.-uśmiechnęłam się lekko, a on zrobił to samo. Piękne uczucie, kiedy w końcu coś powoli zaczyna się układać. Mimo że to dopiero początek odbudowania naszej przyjaźni, gojenia ran przeszłości, jest pięknie. Zobaczyć jego szczery uśmiech, poczuć to że i on teraz odczuwa ulgę. I się cieszy, tak jak ja.
***
Mijały godziny, a my nadal rozmawialiśmy. Śmieliśmy się,opowiadaliśmy jakieś chore historyjki z naszego życia, wypiliśmy jeszcze po jednej kawie. Niemożliwe, że jeszcze nie dawno chciałam go nie znać, nie widzieć, nie rozmawiać,a teraz? Teraz jest o wiele lepiej. O wiele lepszy humor, lepsze nastawienie do życia.
-Za ile wracają Leto? - zapytał ni stąd ni z zowąd Gee. Spojrzałam na zegarek, wskazywało na to że za jakieś 10 minut wrócą.
-Niedługo, właściwie to prawie zaraz.- odparłam. Gerard tylko szybko wstał, zabrał kurtkę, i wręcz wybiegł z domu, pośpiesznie mówiąc " cześć ". Poszłam za nim.
-Czemu już idziesz?- dogoniłam go na bosaka.Zatrzymał się i tylko westchnął.
-Alex, tylko mu tego nie mów że o tym wiesz, dobrze? - nie wiedziałam o kogo chodzi, ale pokiwałam głową.- Jared zabrania mi się z tobą widywać.
-CO?!- krzyknęłam. - Jak ... Jak on może.. Dlaczego?
-Uważa że tak będzie lepiej, a jak nas złapie razem , to na pewno ani dla Ciebie, ani dla mnie dobrze się to nie skończy.Ja już będę szedł, jak coś ty nic nie wiesz. Idę, pa. - lekko przejechał palcami po mojej dłoni, i truchtem pobiegł w stronę swojego domu.
***
Nie byłam smutna. Byłam zła. Cholernie zła. Pieprzony Jared. To ma mi pomóc? Uciekłam do domu, wchodząc trzasnęłam drzwiami.
- I co Alex?-zapytałam moje odbicie w lustrze.-zapeszyłaś, już nie masz takiego dobrego humoru. Przez jednego dupka, który uważa się za najlepszego, i najbardziej pomysłowego człowieka na świecie.
Usłyszałam otwieranie drzwi. I dopiero w ostatniej chwili zorientowałam się że w kuchni są zostawione dwie filiżanki po kawie. Szybko wrzuciłam je do zmywarki.
-Hej Alex! Kupiliśmy duużoo jedzenia! - powiedział zafascynowany Shannon. Uśmiechnęłam się, a przenosząc wzrok na Jareda, spiorunowałam go tylko spojrzeniem. Doigrasz się Leto, zobaczysz , będzie wojna!
-Pomóc w rozpakowaniu? - spytałam jak gdyby nigdy nic, i wzięłam siatki na stół. Hm. Mleko sojowe, czipsy, czipsy, czipsy , czipsy....- Shann? Ty tu chyba wybierałeś najwięcej rzeczy.- stwierdziłam ze śmiechem.
-Tak, tak , ja, ale zostaw to, poradzimy sobie. - odsunął mnie od reklamówek.
-To ja pójdę już na górę... - i tak zrobiłam.
***
Nudziło mi się tak jak nigdy, chętnie bym z nim sobie pogadała z Gee ale nie! Pan Jared Leto musi tu rządzić. Niedługo wszystko będzie pod jego nadzorem. Bo tak będzie lepiej. Pf. Na pewno, już w to wierze. Weszłam na TT. Spam, spam , spaaam, o . Pan kotleto coś napisał. Ooo. Bleh. Jakieś nudy.
-Co robić? Co rooobić? Co mam tutaj rooobić? - zaczęłam sobie podśpiewywać jakiś nieznany mi rytm w języku polskim. - WIEM!
***
Godzina 15:00. Zeszłam na dół i ubrałam się do wyjścia. Ostatnio było chłodno, więc założyłam kurtkę.
-Gdzie idziesz? - od razu musiał wyskoczyć pan klozeto. To znaczy Leto. Jared. -Hm?
-Na spacer.
-Znów? - zapytał bardzo zaciekawiony.
-Tak znów, co Cię to tak obchodzi? - posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Nie nic... Idź jak chcesz. - odpowiedział, lekko zszokowany. Uśmiechnęłam się tajemniczo pod nosem.
***
Kierunek : dom Gee. Dobra, dobra, gdzie on był? W prawo? Niee... W lewo! Tak , tak w lewo! O Boże, jaka ty jesteś zagubiona Alex.
Na widok ładnego i znajomego mi już domu, ucieszyłam się w duchu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Ktoś pośpiesznie zszedł po schodach i otworzył mi. Gerard, gdy tylko mnie zobaczył, popatrzył ze strachem, że Jay mógłby nas przyłapać , ale ja mu zapewniłam że go tu nie ma.
-Leto tutaj nie ma więc jesteśmy bezpieczni, można?- wskazałam na pomieszczenie za Gee.
-Jasne! Wchodź. - weszłam , a on zamkną za mną drzwi. - Czemu przyszłaś?
-Nuda w domu, i praktyczne nic nie robienie, cieszę się że tu mogłam przyjść, bo przecież szanowny pan Jared, już się pytał gdzie idę, ale udało się, po powiedziałam mu że idę na spacer. - opadłam na kanapę.
W jego domu za dużo się nie zmieniło. Przemalowana została jedynie kuchnia, a reszta pozostawiona w takim samym ustroju jaki widziałam wcześniej. Usiadł obok mnie, spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle zaczęliśmy się śmiać. Sami nawet nie wiedzieliśmy z czego. Doszło do tego że ja wylądowałam na podłodze, ale po chwili się 'ogarnęliśmy' i znów było spokojnie.
-Cieszę się, że znów jest tak jak dawniej - powiedział Gee.
-No oprócz tego że mamy - pokazałam palcami cudzysłów - zakaz spotykania się ze sobą . - prychnęliśmy śmiechem.
-Wiesz że trzeba nadrobić te zaległe dni kiedy się nie widzieliśmy?
-Wiem - uśmiechnęłam się - masz może ciastka?
-Ciastka?
-Tak ciastka.
-A po co Ci one?
-Żeby je zjeść to chyba logiczne, no nie? - poczochrałam jego czarne włosy.
-Mam, poczekaj przyniosę.
I przyniósł. Postawił je między nami. Usiedliśmy po turecku na dywanie, mimo że wyglądało to tak jakbyśmy modlili się do kubka z ciastkami, przyjemnie się nam gadało.
Nastał moment, w którym nasz dłonie sięgnęły tego samego smakołyka a spojrzenia skrzyżowały się. Nastało coś, czego wcześniej nie mogłam sobie w ogóle wyobrazić...
----
Lof stori spowodowane ciastkami?
Zawsze spoko ._.
Przepraszam że taki krótki, i za błędy też przepraszam, sprawdzane na szybko, bo muszę się jeszcze nauczyć na sprawdzian :C
-No cześć, po co przyszedłeś? - wzięłam miskę do ręki i odłożyłam do zmywarki. W międzyczasie Gerard usiadł przy stole.
-Wiesz,chyba trzeba porozmawiać.-odparł i spojrzał mi w oczy. Wzdrygnęłam się. Tak, porozmawiać, ale jak? Ma mnie zamiar przeprosić? A może to ja powinnam...
-A może chcesz herbaty? - nie odpowiedział. - kawy? - ochoczo pokiwał głową. Uśmiechnęłam się na ten widok. Uwielbiał kawę. Pomyślałam , że i sama sobie ją zrobię. Z gotowym napojem, przysiadłam się do stołu. Przez parę minut było tylko słychać mieszanie łyżeczkami kawy. Czułam jego wzrok na sobie, kiedy tylko nasze spojrzenia się krzyżowały, odwracałam wzrok w inną stronę. Serce biło mi mocniej niż kiedykolwiek. Sama nie wiem czemu.
-Chciałem przeprosić - już otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale on zwinnym ruchem ręki, wskazał bym mu nie przerywała. - na prawdę , bardzo mocno żałuje tego co się stało, obiecuje że już tego nie zrobię - złapał mnie za rękę i spojrzał prosto w moje zgubione oczy - chcę by wszystko było od nowa , chcę to wszystko naprawić.- patrzyłam na niego z lekko otwartą buzią. On mówi prawdę. Widzę to w jego oczach. Jego spojrzenie nie może kłamać, prawda? - Wybaczysz?
-Gerard...Tak.-uśmiechnęłam się lekko, a on zrobił to samo. Piękne uczucie, kiedy w końcu coś powoli zaczyna się układać. Mimo że to dopiero początek odbudowania naszej przyjaźni, gojenia ran przeszłości, jest pięknie. Zobaczyć jego szczery uśmiech, poczuć to że i on teraz odczuwa ulgę. I się cieszy, tak jak ja.
***
Mijały godziny, a my nadal rozmawialiśmy. Śmieliśmy się,opowiadaliśmy jakieś chore historyjki z naszego życia, wypiliśmy jeszcze po jednej kawie. Niemożliwe, że jeszcze nie dawno chciałam go nie znać, nie widzieć, nie rozmawiać,a teraz? Teraz jest o wiele lepiej. O wiele lepszy humor, lepsze nastawienie do życia.
-Za ile wracają Leto? - zapytał ni stąd ni z zowąd Gee. Spojrzałam na zegarek, wskazywało na to że za jakieś 10 minut wrócą.
-Niedługo, właściwie to prawie zaraz.- odparłam. Gerard tylko szybko wstał, zabrał kurtkę, i wręcz wybiegł z domu, pośpiesznie mówiąc " cześć ". Poszłam za nim.
-Czemu już idziesz?- dogoniłam go na bosaka.Zatrzymał się i tylko westchnął.
-Alex, tylko mu tego nie mów że o tym wiesz, dobrze? - nie wiedziałam o kogo chodzi, ale pokiwałam głową.- Jared zabrania mi się z tobą widywać.
-CO?!- krzyknęłam. - Jak ... Jak on może.. Dlaczego?
-Uważa że tak będzie lepiej, a jak nas złapie razem , to na pewno ani dla Ciebie, ani dla mnie dobrze się to nie skończy.Ja już będę szedł, jak coś ty nic nie wiesz. Idę, pa. - lekko przejechał palcami po mojej dłoni, i truchtem pobiegł w stronę swojego domu.
***
Nie byłam smutna. Byłam zła. Cholernie zła. Pieprzony Jared. To ma mi pomóc? Uciekłam do domu, wchodząc trzasnęłam drzwiami.
- I co Alex?-zapytałam moje odbicie w lustrze.-zapeszyłaś, już nie masz takiego dobrego humoru. Przez jednego dupka, który uważa się za najlepszego, i najbardziej pomysłowego człowieka na świecie.
Usłyszałam otwieranie drzwi. I dopiero w ostatniej chwili zorientowałam się że w kuchni są zostawione dwie filiżanki po kawie. Szybko wrzuciłam je do zmywarki.
-Hej Alex! Kupiliśmy duużoo jedzenia! - powiedział zafascynowany Shannon. Uśmiechnęłam się, a przenosząc wzrok na Jareda, spiorunowałam go tylko spojrzeniem. Doigrasz się Leto, zobaczysz , będzie wojna!
-Pomóc w rozpakowaniu? - spytałam jak gdyby nigdy nic, i wzięłam siatki na stół. Hm. Mleko sojowe, czipsy, czipsy, czipsy , czipsy....- Shann? Ty tu chyba wybierałeś najwięcej rzeczy.- stwierdziłam ze śmiechem.
-Tak, tak , ja, ale zostaw to, poradzimy sobie. - odsunął mnie od reklamówek.
-To ja pójdę już na górę... - i tak zrobiłam.
***
Nudziło mi się tak jak nigdy, chętnie bym z nim sobie pogadała z Gee ale nie! Pan Jared Leto musi tu rządzić. Niedługo wszystko będzie pod jego nadzorem. Bo tak będzie lepiej. Pf. Na pewno, już w to wierze. Weszłam na TT. Spam, spam , spaaam, o . Pan kotleto coś napisał. Ooo. Bleh. Jakieś nudy.
-Co robić? Co rooobić? Co mam tutaj rooobić? - zaczęłam sobie podśpiewywać jakiś nieznany mi rytm w języku polskim. - WIEM!
***
Godzina 15:00. Zeszłam na dół i ubrałam się do wyjścia. Ostatnio było chłodno, więc założyłam kurtkę.
-Gdzie idziesz? - od razu musiał wyskoczyć pan klozeto. To znaczy Leto. Jared. -Hm?
-Na spacer.
-Znów? - zapytał bardzo zaciekawiony.
-Tak znów, co Cię to tak obchodzi? - posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Nie nic... Idź jak chcesz. - odpowiedział, lekko zszokowany. Uśmiechnęłam się tajemniczo pod nosem.
***
Kierunek : dom Gee. Dobra, dobra, gdzie on był? W prawo? Niee... W lewo! Tak , tak w lewo! O Boże, jaka ty jesteś zagubiona Alex.
Na widok ładnego i znajomego mi już domu, ucieszyłam się w duchu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Ktoś pośpiesznie zszedł po schodach i otworzył mi. Gerard, gdy tylko mnie zobaczył, popatrzył ze strachem, że Jay mógłby nas przyłapać , ale ja mu zapewniłam że go tu nie ma.
-Leto tutaj nie ma więc jesteśmy bezpieczni, można?- wskazałam na pomieszczenie za Gee.
-Jasne! Wchodź. - weszłam , a on zamkną za mną drzwi. - Czemu przyszłaś?
-Nuda w domu, i praktyczne nic nie robienie, cieszę się że tu mogłam przyjść, bo przecież szanowny pan Jared, już się pytał gdzie idę, ale udało się, po powiedziałam mu że idę na spacer. - opadłam na kanapę.
W jego domu za dużo się nie zmieniło. Przemalowana została jedynie kuchnia, a reszta pozostawiona w takim samym ustroju jaki widziałam wcześniej. Usiadł obok mnie, spojrzeliśmy sobie w oczy i nagle zaczęliśmy się śmiać. Sami nawet nie wiedzieliśmy z czego. Doszło do tego że ja wylądowałam na podłodze, ale po chwili się 'ogarnęliśmy' i znów było spokojnie.
-Cieszę się, że znów jest tak jak dawniej - powiedział Gee.
-No oprócz tego że mamy - pokazałam palcami cudzysłów - zakaz spotykania się ze sobą . - prychnęliśmy śmiechem.
-Wiesz że trzeba nadrobić te zaległe dni kiedy się nie widzieliśmy?
-Wiem - uśmiechnęłam się - masz może ciastka?
-Ciastka?
-Tak ciastka.
-A po co Ci one?
-Żeby je zjeść to chyba logiczne, no nie? - poczochrałam jego czarne włosy.
-Mam, poczekaj przyniosę.
I przyniósł. Postawił je między nami. Usiedliśmy po turecku na dywanie, mimo że wyglądało to tak jakbyśmy modlili się do kubka z ciastkami, przyjemnie się nam gadało.
Nastał moment, w którym nasz dłonie sięgnęły tego samego smakołyka a spojrzenia skrzyżowały się. Nastało coś, czego wcześniej nie mogłam sobie w ogóle wyobrazić...
----
Lof stori spowodowane ciastkami?
Zawsze spoko ._.
Przepraszam że taki krótki, i za błędy też przepraszam, sprawdzane na szybko, bo muszę się jeszcze nauczyć na sprawdzian :C
Subskrybuj:
Posty (Atom)